wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 2

  Andres wiedział, że Ludmiła była zachwycona pocałunkiem z bogiem, czyli nim samym. Pewnie opisze to w pamiętniczku jako najlepszy dzień jej życia. Niestety chyba się trochę zawstydziła, co swoją drogą było kompletnie nie w jej stylu, bo oderwała się od niego jak oparzona. Odskoczyła w bok i wpadła na kanapę, prosto na Maxiego i Naty. Andres uśmiechnął się szeroko i już chciał dokończyć to, co zaczęli, gdy nagle Ludmiła schowała się za kanapę. Wszyscy patrzyli na ten incydent z otwartymi oczyma. Każda dziewczyna z tego towarzystwa była kuszona przez Andresa, ale najwidoczniej Ludmiła była tą jedyną. 
- Odczep się ode mnie! - pisnęła Ludmiła. Andres wziął to jednak za przejaw pożądania i jeszcze szerzej się uśmiechnął.
- No chodź, kochanie. Wiem, że tego chcesz. - mówił namiętnie brunet.
- Andres... - zaczął niepewnie Leon, wiedząc, że jeśli Ludmiła wpadnie w furię, nie będzie dobrze z nimi wszystkimi.
- Ej, ty się możesz zabawiać z Violettą, ja też chcę mieć coś od życia. - zaoponował Andres, ponownie odwracając się do blondynki. Leon spłonął znowu rumieńcem. 
- I nie rumień się. - dodał jeszcze brunet, nawet nie patrząc na przyjaciela.
Ludmiła kryła się za plecami Marca i wcale nie chciała go puścić. Francesca głaskała ją delikatnie po włosach, co jakiś czas uspokajając jej zszarpane nerwy. W końcu Ludmiła wstała i chwiejnym krokiem skierowała się w stronę Andresa.
- Widzisz? Po co się było tyle kryć! - zawołał i rozłożył ramiona.
Ludmiła podeszła i uśmiechnęła się zalotnie, mówiąc:
- No tak, kochanie. Dopiero teraz przejrzałam na oczy.
Chłopak już zamknął oczy do pocałunku, ale Ludmiła zrobiła kompletnie coś innego. Zamachnęła się i pięścią walnęła go w twarz. Zszokowany zatoczył się w tył, gdzie podparł się o stolik, przy okazji zrzucając z niego wazon z kwiatami. 
- Ej! - zawołał oburzony Leon. - Mój ulubiony wazon! - jęknął. Violetta ponownie coś mu szepnęła do ucha, dzięki czemu się uspokoił. Andres podniósł się chwiejnie na nogi, po czym spojrzał na Ludmiłę.
- Ja rozumiem, że mnie pragniesz, ale nie musisz być aż tak brutalna. - wybełkotał, trzymając się ręką za twarz. Ludmiła była zziajana, więc powiedzenie czegokolwiek było dla niej za trudne. Wzięła z okna doniczkę i rzuciła nią prosto w Andresa. Leon ponownie wykrzyknął:
- Nie, no, ludzie! To mój dom i moje kwiatki, czaicie?
- Będę musiała go przez całą noc uspokajać! - pisnęła Violetta i przytuliła chłopaka.
- Ej! Ludmiła! Tam stoi fotel! - zawołał Broadway. 
- Tylko nie fotel! - wrzasnął Leon. - No chyba nie będziesz rzucać fotelem?! - złapał się za głowę. Ludmiła wzięła do ręki kolejną doniczkę i odwróciła się do poturbowanego Andresa.
- Nie ta doniczka, błagam! - krzyknął Leon, ale było już  za późno. Kwiatek wraz z ziemią wyleciał w locie z doniczki i rozpłaszczył się, jakby w zwolnionym tempie, na twarzy Andresa, po czym dało się słyszeć cichy jęk i chłopak upadł na podłogę, gdy doniczka ugodziła go w samo krocze.
- Teraz tego się nie da odratować! - zawołał wkurzony Leon. - Teraz nie będzie już żadnego procesu fotosyntezy! - chłopak wyszedł z pokoju, a za nim popędziła zmartwiona Viola.
- Wow! Ludmiła! Teraz to on już się z tego nie pozbiera. - uśmiechnął się Maxi.
- Możliwe. Jeżeli jednak tak nie będzie, to przenosimy się do waszego domu. Tu zabrakło już doniczek. - sarknęła. Maxi skulił się w kącie, chyba mając nadzieję, że Ludmiła zapomni o tym, co przed chwilą powiedziała. Blondynka rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu kolejnej broni, którą mogłaby wykorzystać przeciwko Andresowi. Jej wzrok spoczął w końcu na małym, wymyślnym wazonie. Od razu podeszła do niego, zważyła w dłoni i uśmiechnęła się chytrze. Dosyć ciężki, przemknęło jej przez myśl. W momencie, gdy już miała nim rzucić, z kuchni dobiegł ich wszystkich dźwięk, którego nie można pomylić z niczym innym. Najwyraźniej Violetta postanowiła pocieszyć Leona. Andres ostatkami sił krzyknął:
- Tylko tak dalej, Leon!
Ludmiła za karę, że się odzywa, rzuciła w niego wazonem. Chłopak zajęczał z bólu.
- Ej! Pomocy! Nie mam już amunicji. - pisnęła Ludmiła.
- Jest jeszcze ten duży obraz. - Camila wskazała na niego.
- Ja zaraz wam dam obraz! - zawołał Leon, a jego głos świadczył tylko o zmęczeniu.
- Cicho, cicho Leoś! - krzyknęła Ludmiła. - Violetta ucisz go! 
Jak na zawołanie Leon zamknął się i nie mówił już nic o obrazie. Ludmiła więc bez przeszkód mogła podejść do niego i zdjąć go ze ściany. Skrzywiła się, gdy usłyszała kolejny dźwięk dobiegający z kuchni.
- Ciszej tam! - krzyknęła z odrazą.
- Sama kazałaś mi go uciszyć, całkiem cicho nie może być! - odkrzyknęła Violetta.
Ludmiła pokręciła głową z dezaprobatą, ale ponownie skupiła się na swoim zadaniu. Spojrzała na Andresa, który leżał na podłodze i jęczał z bólu. Chyba powinna poczuć coś na rodzaj litości... Ale dziwnym trafem, nic takiego nie poczuła, więc zamachnęła się, by znowu trafić go w krocze. Niestety, nie udało się. Obraz rozbił się o podłogę z hałasem.
- Już wam więcej nie pozwolę, oj nie pozwolę! - zawołał Leon, który stał u progu. Miał gołą klatę i rozpięte spodnie. Jego włosy były w dziwnym nieładzie. 
- Leoś, to tylko obraz. - próbowała go uspokoić Viola. - Dokończmy. - powiedziała ciszej, ale i tak wszyscy ją usłyszeli.
- Tutaj dzieje się zbrodnia. Nie mogę tak tego zostawić! - krzyknął. Andres podniósł kciuka do dołu, by pokazać, że źle się zachował. Chyba nie miał siły na powiedzenie czegokolwiek. 
- Ale ja jeszcze nie skończyłam. - uśmiechnęła się szyderczo Ludmiła.
- Ja też! - pisnęła Violetta, uczepiona ramienia Leona. 
- Violu... - wziął Ludmi i Andresa za rękę. - Zaprowadzę was tam, gdzie będziecie sobie rzucać przedmiotami do woli.
Poprowadził ich czym prędzej do ogrodu na tyłach domu, po czym pomachał im na pożegnanie i na wszelki wypadek zabrał ze sobą grilla. 
- Tutaj nie ma czym rzucać! - wrzasnęła Ludmiła.
- Sorki, ale wracam do mojej bogini! - zaśmiał się Leon, wbiegając do domu. Andres uniósł dwa kciuki w górę, sygnalizując przyjacielowi, że tak zachowuje się prawdziwy mężczyzna. Niestety po chwili przypomniał sobie, w jakiej sytuacji się znajduje. Spojrzał z przestrachem na Ludmiłę i uśmiechnął się do niej, mając nadzieję, że jakoś ją udobrucha. Nic z tego - jak Ludmiła wpadnie w szał, to nic jej nie powstrzyma.
- Nie ma tu czym rzucać... - zamyśliła się blondynka. - Ale jakoś sobie poradzę. 
Podeszła powoli do Andresa, ciągle patrząc mu w oczy. Trochę go przerażał jej wzrok, ale postanowił być silny. 
- Ludmi, kochana, a może... - zaczął, ale nie dane mu było skończyć to zdanie. Ludmiła zamachnęła się i wymierzyła mu siarczysty policzek.
- Jak śmiesz się do mnie odzywać?! - wykrzyknęła.
- Ale kochanie... - piszczał Andres.
- Kochanie? Kochanie?! Ja ci zaraz dam kochanie! - powiedziała Ludmiła, a po chwili rzuciła się na bezbronnego chłopaka. Szarpaninę przyglądali z okna przyjaciele owej dwójki. Mieli przy sobie popcorn, więc wyglądało to jakby na Cartoon Network leciała dobra kreskówka z udziałem Toma i Jerry'ego.
- Jak myślicie ile wytrwają? - spytała podekscytowana Francesca.
- Ja to bym się bardziej zastanawiała nad tym ile Leon wytrzyma z Violettą. - powiedziała Naty, słysząc jęki z kuchni. - To się robi ohydne.
- Są młodzi, niech się wyszumią. - poprawił włosy Marco.
- Mamy nadzieję, że jeszcze uda mu się zobaczyć odważnego Leona. - stwierdziła Camila.
- Miejmy nadzieję. - Francesca pokiwała głową, po czym skrzywiła się na kolejny dźwięk dobiegający z kuchni. W tym czasie Ludmiła zdążyła już zmęczyć Andresa, który z tego wszystkiego przestał się nawet bronić. Między jękami bólu mamrotał coś pod adresem blondynki, ale ona nie zwracała na to uwagi. Wolała zająć się okładaniem go po brzuchu, co, jak zauważyła, wywoływało więcej bólu niż strzelanie go z liścia.
- Mój cukiereczku, moja Ludmiłko. - mamrotał Andres.
- CUKIEREK? LUDMIŁKA?! - zawyła blondynka. Dziewczyna znów rzuciła się na bruneta. Przyjaciele zgodnie uznali, że to tak, jakby powtórzyć Sylwestrową Moc Przebojów w Nowy Rok. Nuda...
- Co będziemy robić? - zapytał Broadway.
- Ludmiła nigdy się nie zmęczy, a ja nie mam zamiaru patrzeć na jedno i to samo. - powiedziała Naty. Wszyscy przytaknęli jej. 
- Właściwie... To my tutaj jesteśmy uwięzieni... Przez okno nie możemy wyjść, bo Ludmiła w tej brutalności może zostawić nam uszczerbek na ciele. Przez drzwi też nie wyjdziemy, bo trzeba przejść przez kuchnię, a ja nie chcę mieć traumy do końca życia... - posmutniał Marco. Przyjaciele jakby na zawołanie umilkli, trawiąc jego słowa. Rzeczywiście - żadnej drogi wyjścia. 
- Ej... - skrzywiła się Naty. - Mówcie coś, zagłuszmy te ich jęki, błagam. - jęknęła z obrzydzeniem.
- No dobra, to może pośpiewajmy? - zaproponowała Camila.
- Tak, to chyba dobry pomysł. - przyznała jej rację Francesca. - A co jak zgłodniejemy? - uzmysłowiła sobie nagle.
- O mój Boże! - zawołał Marco, łapiąc się za głowę. - Umrzemy tu z głodu! 
- Chyba, że ktoś zaryzykuje i tam pójdzie. - odezwał się Maxi. Wszyscy jak jeden mąż zrobili krok w tył, więc wyszło na to, że Maxi był jedynym chętnym. 
- EJ! Dlaczego ja? 

______________________________________________________
Tam tara dam!
Prezentujemy wam drugi rozdział naszej zwariowanej historii!
Jak widzicie, akcja się rozwija i w następnym rozdziale bohaterowie będą musieli zmierzyć się z problemem braku jedzenia. xD
A tak na poważnie: dziękujemy wam serdecznie za ponad tysiąc odwiedzin! :D
Tak więc czekajcie na trzeci rozdział cierpliwie i komentujcie ten. :P
Pozdrawiamy!
Dziewczyny Andresa

22 komentarze:

  1. Świetny, śmieszny rozdział ;DD Kiedy next ??

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział xDDD
    Czekam na next ^.^

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. Uśmiałam się, czytając go. xD
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział świetny, ahh te jęki dochodzące z kuchni... Biedny Maxi. :D Wrzucisz dziś jeszcze jeden? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mogę się doczekać nexta...
    Oj, ten Andres, te jego cukiereczki:)
    Nie wiedziałam że Ludmiła będzie tak na niego wściekła,
    a i jeszcze nasz Leoś<33

    OdpowiedzUsuń
  6. P.S : Na moim blogu, został opublikowany pierwszy rozdział. :
    violetta-and-her-world.blogspot.com
    Liczę na szczery komentarz. :D
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uuu... niepokojące dźwięki... Leonek szaleje. :) Król Andres i Ludmiłka... hmm...
    BOSKIE!
    Vielet <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziewczyny <3
    jesteście genialne :)
    hahah normalnie cały czas się śmiałam jak to czytałam ;d
    poczucie humoru - i like it <3
    Biedny Maxi haha;p
    Leoś szaleje :D
    buziaki:
    Maja :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Genialne ♥
    Zapraszam do mnie storyofvilu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. No to juz radze dzwonić do psychologa, bo będzie potrzebny Maxiemu. No to ja mu współczuję tam wchodzić.
    Leoś szaleje xD

    OdpowiedzUsuń
  11. Macie talent dziewczęta! Już kocham Waszego bloga. :-) Biedny Maxi. Będzie miał traumę do końca życia. Heheh:-) Nie mogą na chwilkę przerwać? ;) Oby tak dalej!!! Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Jaki śmieszny rozdział....Hahahahaha
    Kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
  13. HAHAHAHHAHAH śmieje sie i nie moge przestać :D
    Biedny Maxi Trauma do końca życia :P
    Kocham kocham kocham kocham <3
    Czekam na next :D
    <3 ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  14. Super rozdział! Ogólnie fajny blog, o Andreas'ie tak głównie ;) To mój "miszcz" :D Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Super rozdział i świetny ogólnie pomysł na bloga :) Nie mogę się doczekać następnego rozdziałU!

    Carmen E.

    OdpowiedzUsuń
  16. Super i zapraszam na mojego bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie mogli tego zrobić później?
    ...
    Czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ciekawe co robili w tej kuchni ... :) heh :D

    OdpowiedzUsuń