wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 6

- No i co teraz? - szepnęła Naty do ucha Maxiego, z przerażeniem przyglądając się spokojnej Ludmile.
- Musimy chyba czekać. - odszepnął chłopak. Naty zadrżała; nienawidziła czekać. A już szczególnie nie na coś tak potwornego jak zemsta Ludmiły Ferro. 
- No to jak? - odezwała się nagle Francesca. - To miała być chyba impreza, tak słyszałam. Przyjaciele znów spojrzeli po sobie z przerażeniem. Nie wiedzieć, co się stanie to najgorsza zemsta. Ludmiła ma do tego głowę, ponieważ od zawsze planowała i mąciła we wszystkim, co jej się nie podobało. Teraz była inna, ale wciąż pozostała w niej cząstka tej nienawiści i zawiści. Teraz tylko spokój mógł ich uratować, ale nawet on nie pozwalał im  moralnie myśleć. Nagle po schodach zeszła Violetta, przystanęła w przejściu nad siedzącymi przyjaciółmi. Jej mina wyrażała tylko zdumienie.
- Co się tutaj dzieje? - zapytała zdumiona.
- Kara. - odparła Ludmi,
- Oni przecież tylko siedzą. - zauważyła Viola. Ludmiła spojrzała na nią z kpiącym uśmieszkiem i odpowiedziała:
- Bo oni nie wiedzą kiedy to nastanie. Czekają na dzień, moment, w którym nie będą umieli wymigać się ode mnie. 
- A czy ja też jestem zagrożona? - wyjąkała Vilu.
Ludmiła pokręciła przecząco głową i poklepała fotel obok siebie na znak, że może obok niej usiąść. Przyjaciele niechętnie zrobili jej miejsce, aby przeszła i znów usiedli w tych samych pozycjach.
 - No to... - zaczęła niepewnie Violetta. - Co zbroili?
Ludmiła zaśmiała się złowieszczo, na co wszyscy, nawet niezagrożona niczym Viola, zadrżeli gwałtownie.
- No wiesz, długo by tu opowiadać. - odparła. - Po prostu robili sobie ze mnie żarty, a z Ludmiły nie wolno sobie robić żartów.
Violetta zmarszczyła brwi. Szkoda, że to wszystko przegapiłam, pomyślała. Chociaż w sumie tym sposobem uniknęła straszliwiej kary, którą przygotowała dla reszty Ludmiła. Nie, jednak dobrze, że zemdlała. Bardzo dobrze.
- Będziemy tak siedzieć? - zapytał w końcu Leon, nie mogąc już wytrzymać z zamkniętą buzią. - Bo mnie to nudzi.
Wszyscy zgromili go wzrokiem, bo zakłócił ciszę, jaka zapanowała. Najwyraźniej im odpowiadało potworne oczekiwanie na śmierć w ciszy, ale jemu nie. 
- No to chodź, Leon, co się krępujesz? - Violetta uśmiechnęła się do niego, zerkając na Ludmiłę.
- Wolałbym nie. - wymamrotał Leon, na co blondynka i brunetka roześmiały się głośno. - To jest zdrada, Violu, zdrada!
- Od razu zdrada. - pokręciła głową na boki. - Ja nic nie zrobiłam, więc mi wszystko zostaje odpuszczone.
Ludmiła zaśmiała się głośno i przybiła piątkę z radosną Violettą. Teraz wyglądały jak dwie królowe siedzące na tronie i wymierzające karę poddanym. Tylko, że to nie było tak jak w książkach. Ta historia chyba nie miała skończyć się happy endem.
- Ale czy my możemy normalnie żyć? - zapytał głupkowato Maxi.
- Oczywiście. - odparła Ludmiła. Każdy chciał już odchodzić, ale dzwonek do drzwi zmienił ich plany. Stanęli jak wryci i popatrzyli na siebie z przerażeniem.
- Czy policja przyjechała po Ludmiłę? - zapytał Andres.
- Nieważne. Idę otworzyć. - odpowiedział Leon.
- Leoś! Uważaj na siebie, proszę! - piszczała Violetta. Leon uśmiechnął się i pomaszerował do drzwi szczęśliwy, że jego dziewczyna wciąż się o niego martwi. Otworzył drzwi i zdziwił się, kogo zobaczył za drzwiami.
- Lara? Tomas? Diego? - zapytał zdziwiony.
- We własnej osobie. - zaśmiał się Tomas.
- A co, nie spodziewałeś się nas? - Diego uniósł brwi. - Przyszliśmy trochę ubarwić tę nudną imprezę.
- Nie jest wcale nudna! - oburzył się Leon. 
- No dobra, dobra, Leoś, do środka nas wpuścisz, czy mamy stać tutaj? - odezwała się Lara.
- To zależy. - Leon założył ręce na pierś. - Diego ma mnie przeprosić. Impreza wcale nie jest nudna. - zrobił obrażoną minę, na co cała trójka stojąca w drzwiach się roześmiała.
- Okej, przepraszam cię za niego, a teraz posuń dupsko. - parsknął śmiechem Tomas i przepchnął się obok Leona.  Po chwili wszyscy znaleźli się w salonie, zatrzymywani co kilka kroków przez wzburzonego oświadczeniem Diega Leonem.
- No, ale przecież nie jest nudno, zobaczycie zaraz... - w tym momencie Diego wybuchnął niekontrolowanym śmiechem, a zaraz dołączył do niego Tomas.
- No co? - zdziwił się Leon.
- Co robicie? - wydusił z siebie Diego. - Gracie w głuchy telefon? - wskazał na przyjaciół, którzy usiedli w kręgu w kącie pomieszczenia. Byli tam wszyscy oprócz Ludmiły i Violetty, bo one nie ruszyły sie ze swoich foteli. Leon zgromił towarzystwo wzrokiem. Przez nich wyszedł na głupka! Totalnego głupka!
- Ludmiła czyta gazetę! - wydukał między kolejnymi napadami śmiechu Tomas. - Balanga na całego, no ja nie mogę!
Leon ponownie zrobił obrażoną minę i usiadł w kręgu przyjaciół.
- Leoś, nie martw się nim. On już tak zawsze. Ostatnio często spędzamy ze sobą czas i z Diegiem też. - zarumieniła się. Violetta wstała z fotela i powoli pomaszerowała do zdezorientowanej Lary. Szatynka przez zasciśnięte zęby warknęła:
- Jaki Leoś? Jaki Leoś? Tylko ja tak mogę do niego mówić! 
- Ale... ja tylko tak. Ja naprawdę... On jest tylko moim przyjacielem. - wyjąkała Lara. Viola jeszcze raz zgromiła ją wzrokiem i odparła:
- No mam nadzieję!
Po czym wróciła usiąść w fotelu. Ludmiła cicho biła jej brawo, a Violetta uśmiechnęła się zwycięsko. Żadna dziewucha nie będzie tykać jej chłopaka. 
- Dobrze... - przeciągnął Diego, niezręcznie obejmując jeszcze wystraszoną Larę, która od razu spaliła buraka. - To co robimy?
- Znajdź nam jakieś zajęcie. - zakpił Maxi.
- Sam sobie znajdź zajęcie. - prychnął Diego. - Co ja jestem? 
- Nie wiem właśnie. - włączył się do dyskusji Leon. - Na pewno nie człowiek. 
- Leon, tak nieładnie! - zrugała go Viola, nawet nie podnosząc głowy znad jakiegoś kolorowego magazynu. Verdas spalił buraka. Violetta nie powinna się wtrącać, gdy on prowadzi ważną rozmowę z innymi przedstawicielami swojego gatunku i Diegiem! No tak, bo Diego nie był tego samego gatunku co Leon, tak przynajmniej sobie wymyślił. 
- Myślisz, że jesteś fajny, Verdas? - Duego uśmiechnął się kpiąco. - No to coś ci powiem. Nie jesteś.
- Dobra, dobra, spokój! - zainterweniował Tomas. - Nie kłóćcie się. Przytulas na zgodę.
Leon i Diego spojrzeli po sobie z obrzydzeniem. Nie będą się przytulać, co to, to nie!
- Tomas, chyba cię lubiłem. - zaczął Leon, marszcząc z powątpiewaniem brwi. - Ale już przestałem.
Na te słowa Maxi roześmiał się głośno. Naty zgromiła go wzrokiem, ale on nie mógł się opanować. Tarzał się po podłodze i trzymał się za brzuch, który rozbolał go ze śmiechu. Przyjaciele przyglądali mu się ze zdziwieniem. Co mu nagle odwaliło?
- Maxi, żyjesz? - zapytała Violetta, odkładając gazetę na półkę. Chłopak zaczął turlać się ze śmiechu i nie wiele myśląc, odpowiedział:
- Ch... ch... chyba ni... nie!
Wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem, a Naty po chwili się roześmiała.
- Uspokój się, Naty!  - wykrzyknęła Ludmi. Dziewczyna nagle się uspokoiła i odpowiedziała swoim normalnym głosem:
- Okej, okej - odparła. - Maxi! Ty też! - zawołała. Chłopak momentalnie się uspokoił i spojrzał na przyjaciół. Ludmiła zamknęła oczy na znak, że nie pojmuje głupoty bruneta. Wzięła kolejną gazetę i szepnęła coś na ucho Violi. Ona zachichotała i powróciła do lektury.
- Ej, serio. - odezwał się natrętnie Tomas. - Co robimy?
- Tak się tobie przyglądam, Tommy. - powiedziała zalotnie Ludmi. - I myślę, że wyprzystojniałeś.
Tomas zatrzepotał rzęsami jak nastolatka. Andres zgromił wzrokiem Tomasa. Nikt nie będzie podrywał jego królowej. 
- Ona... - wydusił z siebie poturbowany Andres. - Jest moja.
Tomas popatrzył na pobitego chłopaka z powątpiewaniem i już chciał coś powiedzieć, ale przerwała mu Ludmiła.
- Kto jest twój, cukiereczku? - zapytała przesłodzonym głosikiem, mrużąc podejrzliwie oczy.
- Pewnie chodziło mu o poduszkę. - wtrącił sie Leon. - Kochasz swoją podusię, co, Andres?
- Kocham Ludmiłkę. - wychrypiał Andres. Tomas wybuchnął gromkim śmiechem, zupełnie jak przed chwilą Maxi. Nie wiedział jeszcze, dlaczego Andres wygląda jak umierający, ale bardzo chciał się dowiedzieć. Na razie jednak nie był w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa. Nie mógł przestać się śmiać z wymiany zdań Leona, Ludmiły i Andresa
- Tomas, głupku, uspokój się! - zawołała Violetta. 
- Dobrze gada! - zawołał Leon. - Polać jej!
Violetta się uśmiechnęła i wysłała słodkiego buziaka swojemu chłopakowi. Leon udał, że go złapał i przytrzymał przy sercu. Na ten gest Tomas jeszcze bardziej zaczął się śmiać, a Francesca zawołała:
- Heredia, tylko ty tutaj nie masz dziewczyny, więc nie śmiej się, że ktoś nie jest nieudacznikiem! 
Tomas skrzywił twarz i złożył ręce na pierś na znak, że czuje się urażony. Każdy zaczął bić brawo Fran, a ona uśmiechnięta wtuliła się w Marco. 
- Ja nie mam dziewczyny. - odparł głupkowato Diego.
- Taa, właśnie widzimy. - Marco spojrzał wymownie na Larę, a ona ogniście się zarumieniła.
Violetta uśmiechnęła się szeroko i zapytała:
- To gdzie się poznaliście?
Diego zarumienił się niewidocznie, ale odparł spokojnie:
- No. Na jednej imprezie.
Chłopcy zaczęli gwizdać, a Lara wyglądała, jakby chciała zapaść się pod ziemię.
- Podjechałaś po niego motorem? - zapytał wyczekująco Maxi.
- Tak, oczywiście. - odpowiedziała zła Lara. - Przynajmniej nie na hulajnodze, jak ty po Naty.
Maxi skrzywił się i obraził, a Naty zaczęła śmiać się w niebogłosy, po czym wstała i przybiła żółwika z Larą.
- Ale on chyba serio pytał, Lara. - odezwał sie niespodziewanie do tej pory obrażony Tomas. - Motorem przyjechałaś?
Lara zaczerwieniła się ze złości. Wszyscy postanowili robić sobie żarty z niej i Diega! Skandal!
- Ty nie masz po kogo jechać na swoim czterokołowym rowerku i jesteś zazdrosny? - uśmiechnęła się kpiąco. Tomas znowu zrobił naburmuszoną minę i uniósł wysoko głowę, dając wszystkim do zrozumienia, że nie ma zamiaru z nimi rozmawiać. Nikogo to jednak zbytnio nie obeszło,
- Chyba już mogę chodzić. - wszyscy popatrzyli na Andresa. 
- Co ci odbija, Andres? - zapytała podejrzliwie Francesca.
- Nic. - wzruszył ramionami. - Po prostu odzyskałem czucie w nodze. - uśmiechnął się, jakby to była najlepsza rzecz pod słońcem.
- To ty nie miałeś w niej czucia? - przeraziła się Violetta,
- Czemu nic nie mówiłeś? - Leon zmarszczył brwi, nie mogąc pojąć głupoty swojego przyjaciela.
- Ale już mu przeszło, nie ma nad czym się rozczulać. - uciszyła ich wszystkich obojętnym tonem Ludmiła. - Powróćcie do swoich zajęć.
Wszystkie oczy zwróciły się na rozwaloną na fotelu blondynkę. Wyglądało to co najmniej dziwnie.
- No co? - zdziwiła się Ludmiła. - Chorzy jesteście? 
Oni jednak się nie odzywali, tylko zawzięcie wpatrywali się w jej twarz. 
- Co jest? Mam coś na twarzy? 
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. 
- Ludmiana po ciebie przyszła! - zawyły Francesca, Camila i Naty jednocześnie. Ludmiła zadrżała, mimo że wiedziała, że Ludmiana nie istnieje. Przeraziło ją to, jak zgrały się dziewczyny. To musiała być naprawdę jakaś magia! Nikt nie zauważył, że Leon wstał i poszedł otworzyć drzwi. Teraz stanął w wejściu do salonu z kilkoma funkconariuszami policji u boku.
- Ktoś do ciebie, Andres. - uśmiechnął się nerwowo. - Powiedz, że to twoi dobrzy kumple, proszę.

__________________________________________________
No cześć! :D
Mamy nadzieję, że wam się podobało. :)
Nie wiem, co jeszcze tu napisać. xD
Dzięki wam za tyle odwiedzin, komentarzy i wgl. <3
Jesteście boscy. <3
Zapraszamy was na bloga, który założyłyśmy z Ag i Mają. <.http://te-fazer-feliz.blogspot.com/>
Pewnie niektórzy już na nim byli. :D
To tyle.
Pozdrawiamy.
Dziewczyny Andresa

środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 5

- Co ty wyprawiasz?! - zawołał Leon, z przerażeniem przypatrując się Ludmile pochylonej nad nogą Andresa. - Jesteś wampirem! - złapał się za głowę.
Przyszedł tylko po coś do picia i zastał Ludmiłę próbującą wyssać krew z jego najlepszego przyjaciela! Co za skandal!
- Jakim wampirem, co ty gadasz? - zdziwiła się Ludmiła. - Boli cię głowa?
- Nie zbliżaj się do mnie! - krzyknął jeszcze, po czym uciekł na górę. Przyjaciele obserwujący całe zajście zza drzwi roześmiali się głośno.
- Wampir!- wydusiła z siebie Naty. - Leon to ma wyobraźnię!
- O co mu chodziło? - zastanawiała się Ludmiła. - Nie słyszał o klątwie Ludmiany?
Przyjaciele spojrzeli po sobie.
- Nie słyszał, bo kiedy o tym rozmawialiśmy, miział się z Violettą. - wyjaśniła pospiesznie Francesca, starając się wyglądać poważnie.
- A ja gdzie wtedy byłam? - blondynka uniosła brwi.
- Biłaś Andresa. - odezwała się Camila
- Aaa no tak - przytaknęła. - Mam nadzieję, że te czasy jeszcze wrócą.
Dziewczyna rozmarzyła się, ale Francesca zaprotestowała:
- Jeżeli wrócą, to będziesz nękana!
- Co to, to nie! - zawołała. - Czy dałam już tych 286 buziaków?
Przyjaciele ponownie popatrzyli na siebie poważnym wzrokiem, ale roześmianymi oczami.
- Tak - przytaknął Broadway. - Teraz taniec rytualny.
- No... dobrze - zgodziła się Ludmiła. - Jaki jest do niego układ?
- Do niego nie ma układu. Sama musisz go wymyślić - odpowiedziała Camila.
Blondynka spojrzała na nich z przerażeniem w oczach.
- Że sama? Pomóżcie mi! Błagam! - wołała.
- Bardzo chętnie, ale gdy pomożemy nawiedzi cię Ludmiana - odezwał się Marco.
- Ooo nie! - wykrzyknęła. - Dam sobie radę! Z dala ode mnie!
Naty i Maxi musieli się odwrócić, by za plecami wybuchnąć cichutkim śmiechem.
- Uspokójcie się, bo nic nie wyjdzie! - krzyknęła na nich Fran.
Para spojrzała po sobie, jeszcze raz się uśmiechnęła i oznajmiła równocześnie:
- Tak jest!
Ludmiła w tym czasie zdążyła usiąść na kanapie ze skupioną miną.
Zamknęła oczy i zaczęła machać rękami na wszystkie strony, co wyglądało co najmniej dziwnie.
- Co robisz? - zaciekawił się Broadway.
- Myślę. - odparła.
Przyjaciele ponownie odsunęli się trochę dalej, by zrobić jej miejsce. Stanęli sobie w wejściu do salonu, by mieć dobry widok na wyczyny Ludmiły.
Blondynka najpierw wstała powoli i wzięła głęboki oddech, po czym zaczęła tańczyć.
Yhm... tańczyć to chyba złe określenie.
Wywijała nogami i rękami na wszystkie strony, kręciła głową, aż jej kości strzykały, okręcała się dookoła, a przy tym wydawała dziwne dźwięki.
Zdecydowanie nie można było tego nazwać tańcem.
- Widzisz, Violu, już wszystko jest w porządku... - w tym momencie do pomieszczenia wszedł Leon, tłumaczący coś Violetcie po cichu. Stanęli jak wryci na widok Ludmiły, ale ona nie zwróciła na nich uwagi, najwyraźniej pochłonięta wymyślaniem coraz to nowych kroków.
- Co ona robi? - pisnęła wystraszona Violetta.
- No... Tańczy - uśmiechnął się Broadway.
Dziewczyna spojrzała na niego zdumionym wzrokiem pomieszanym z panicznym strachem. Ten dom był dla wariatów, a nie dla Verdasów.
- Ale dlaczego tak? - zapytała cichutko.
- To rytuał dla Andresa - odezwał się cicho Maxi.
Violetta jeszcze bardziej spanikowała i wybiegła jak poparzona na piętro.
- Wspaniale! - zawołał Leon. - Wy i te wasze dziecinne pomysły!
- Nie będzie już biła Andresa! - zawołała Fran.
Leon, który skierował się już w stronę schodów, gwałtownie się odwrócił i tyłem podszedł do przyjaciół, pytając:
- Nie będzie?
- Nie będzie.
Przyjaciele patrzyli na Andresa, który nagle zaczął się ślinić.
- O fuuu! - wykrzyknęła Camila.
- Boże, aż tak mu się to podoba?! - wzburzyła się Naty.
- Chyba tak - przytaknął Marco. - No, ale kto by się nie cieszył gdyby tańczyła nad nim taka dziewczyna?
Francesca warknęła coś pod nosem i zaczęła okładać chłopaka swoimi rękoma.
- Coś. Ty. Powiedział? - warczała.
- Kochanie, chodziło mi o ciebie, zawsze o ciebie! - próbował ją uspokoić.
W tym całym chaosie nikt nie potrafił pozbierać myśli. Działo się tutaj za dużo, ale było przezabawnie.
- Francesca bardzo dziwnie wygląda, gdy jest zła - stwierdził Maxi.
Przyjaciele przytaknęli mu. Na pewno nie była piękna z tymi rozczochranymi włosami.
- Robi się czerwona. - włączył się do dyskusji Broadway.
Na szczęście Francesca tego nie słyszała, bo była zajęta warczeniem na Marco. Gdyby dowiedziała się, o czym rozmawiają jej przyjaciele, wpadłaby w jeszcze większą furię.
A tego nikt nie chciał.
Szczególnie Marco.
- To ja już pójdę. - odezwał się nagle Leon, wbiegając na górę.
Przyjaciele puścili to mimo uszu i kontynuowali swoją dyskusję na temat wyglądu Francesci.
Podczas gdy Fran i Marco się kłócili, a reszta się z nich śmiała, Ludmiła zdążyła skończyć swój rytualny taniec i teraz czekała, aż ktoś wreszcie zwróci na nią uwagę.
Wolała nie przerywać im niczego, bo jeszcze dowiedziałaby się o jakiejś kolejnej klątwie, a tego chciała jak najbardziej uniknąć.
Klątwa Ludmiany wystarczająco ją wystraszyła.
- Hej! - zawołał w pewnym momencie Marco. - My już skończyliśmy!
Wszystkie oczy zwróciły się na niego i rozczochraną Fran.
- Już się nie kłócicie? - zdziwiła się Naty.
- Nie, a Ludmiła już nie tańczy. - odparł Marco.
Spojrzeli po sobie zdezorientowani - kiedy to wszystko zdążyło się stać?!
- Mam coś jeszcze zrobić? - odezwała się Ludmiła. - Czy to już koniec?
Francesca i Camila spojrzały po sobie z konspiracyjnymi uśmiechami.
- Wiesz... - zaczęła Francesca. - Jeszcze musisz mu wyznać miłość.
Ludmiła zrobiła wielkie oczy i otworzyła usta ze zdziwienia. Mogła zrobić wszystko, mogła całować jego obleśną ranę, tańczyć jakiś obciachowy taniec, ale wyznać mu miłość?! To przecież koszmar!
- Nie, ja nie mogę! - pisnęła. - Nie chcę!
- Musisz chcieć! - zawołała Fran. - Ludmiana!
Ludmiła nagle obudziła się z transu, którym było protestowanie i uśmiechnęła się szeroko. Przyjaciele spojrzeli po sobie i nic nie mówiąc, zawtórowali blondynie.
- Dobra, wyznaję - powiedziała słodko Ludmi.
Podeszła do andresowej kanapy, zalotnie kołysząc biodrami, na co Marco zagwizdnął, a potem oberwał w plecy przyniesioną przez Fran ścierką.
- A więc... - chrząknęła blondyna. - Słuchaj, mnie palancie - jak na gwizdek Andres odwrócił głowę, a wielkie ze strachu oczy wbiły się w jej twarzyczkę. - Poproszono mnie o wyznanie miłości właśnie tobie...
- Jasne.... Poproszono... - prychnęła Camila.
Ludmiła zgromiła ją wzrokiem i kontynuowała dalej:
- Andresie.... - przełknęła ślinę. - Powiem wprost. Kocham cię.
Nastała wrzawa oklasków i chichotów, których nie było słychać między brawami. Każdy krzyczał, co mógł by tylko Ludmiła go usłyszała. Ona miała posępną minę, ale w duchu cieszyła się, że nie jest już zagrożona klątwą Ludmiany. Nie chciała tracić niczego, co należało do niej. 

- No, już, uspokójcie się! - wrzasnęła Ludmiła.
Nikt jednak nie miał zamiaru być cicho. Gwizdali, krzyczeli, klaskali... A Ludmiła robiła się coraz bardziej czerwona.W końcu rozpłakała się i zrozpaczona gwałtownie klęknęła.Wszyscy nagle ucichli, a ona szlochała:
- Dlaczego mi to robicie? Dlaczego?
- Przepraszamy, ale klątwa Ludmiany polega też na tym, żeby wiwatować - wymyśliła Fran. - Gdybyśmy tego nie zrobili zagrożenie jeszcze by istniało.
Ludmiła spojrzała po przyjaciołach, a oni kiwali głową na znak, że to czysta prawda.

- No, ale... - zająknęła się blondynka.
- Ludmiła, teraz już wszystko w porządku. - zapewnił ją Broadway. - Klątwa Ludminy cię nie dosięgnie.
- Ludminy? - zmarszczyła brwi. - Chyba Ludmiany.
- Broadway. - syknęła cicho Francesca, gromiąc go wzrokiem.
- No co? - wzruszył ramionami. - Mam krótką pamięć.
Ludmiła jednak nie była głupia.
Zmrużyła podejrzliwie oczy i coś jej zaświtało w głowie. Całowała obleśną ranę Andresa, tańczyła jakiś bezsensowny taniec, wyznała mu miłość...
I to wszystko robiła tylko po to, by przyjaciele mieli się z czego pośmiać?
- WY! - zagrzmiała. - Wrobiliście mnie!
- Nie, wcale nie! - zapiszczała Camila.
- Klątwa Ludmiały naprawdę istnieje! - broniła się Francesca.
- Ludmiany! - zawyła Ludmiła. - Nie pamiętacie nawet jej imienia!
Przyjaciele spojrzeli po sobie przestraszeni. Ludmiła Ferro wpadła w szał już drugi raz tego dnia. To naprawdę nie wróży dobrze.
- Ludmiłko moja kochana... - wymamrotał Andres, próbując się podnieść z kanapy. - Kochanie, nie denerwuj się...
- NIE KOCHAM CIĘ, TY OBLECHU! - wrzasnęła Ludmiła, odpychając od siebie skołowanego Andresa.
- On jest poturbowany! - zawołała Naty. - Nie dotykaj go!
- Czy ja o czymś nie wiem? - zaczął mówić Maxi, ale Naty trzepnęła go w tył głowy i momentalnie ucichł.
Ludmiła robiła się natomiast coraz bardziej zła. Zacisnęła pięści i warknęła rozwścieczona.
- Zapłacicie mi za to. - syknęła, na co przyjaciele zadrżeli. Jej głos ociekał jadem, zupełnie jak kiedyś.
Wtedy do pomieszczenia znowu wszedł Leon.
- No nie, co tym razem? - złapał się za głowę. - Dlaczego Andres leży na podłodze? Dlaczego ona wygląda jak pomidor?
- zapytał, wskazując na Ludmiłę. Ta odwróciła się do niego przodem i zmrużyła oczy, szykując się do ataku.
- Coś ty powiedział? - wyszeptała.
- Naprawdę wyglądasz jak pomidor. - odezwał sie Leon. - I jesteś głupia. - dodał jeszcze, zakładając ręce na pierś.
Przyjaciele westchnęli przeciągle. Leon wpakował się w wielkie kłopoty.
Nie wyglądało jednak na to, by jakoś specjalnie się tym przejął. Stał przed Ludmiłą z obojętnym wyrazem twarzy.
- Bój się mnie! - warknęła nagle blondynka. - Bój się!
- Czego mam się bać? - prychnął Leon. - Ciebie? Małej blondyneczki? 

Broadway gwizdnął przeciągle. Teraz zacznie się jazda.
Ludmiła krzyknęła tak głośno, że wszyscy zatkali sobie uszy palcami.
- Koniec tego! Pokazałabym wam na co mnie stać! - zawyła. - Niestety, tego nie zrobię, ponieważ wszystkie przedmioty, którymi rzucałam wykorzystałam w walce z Andresem.
- To... to co teraz zrobisz? -zająknęła się Fran.
- Nic - wyszeptała Ludmiła z chytrym uśmieszkiem.
Twarze przyjaciół wesoło się do siebie uśmiechnęły, ale chyba nie przewidywały kolejnej wypowiedzi Ludmi.
- Teraz, na pewno nic nie zrobię... W przyszłości - oznajmiła przeciągle.
- A kiedy ta przyszłość będzie? -zląkł się Maxi.
- Nie wiem - odpowiedziała. - Za kilka lat, może miesięcy, tygodni, dni, godzin lub nawet minut...
Wszyscy przestraszyli się hipnotyzującego głosu Ludmiły. Było się czego bać. Dobrze wiedzieli, że czekanie na zemstę to najgorsza kara. To uczucie, że niedługo możesz zostać ofiarą.
- A czy mnie też się to tyczy? - zapytał głupkowato Leon.
Ludmiła uśmiechnęła się kpiąco.
- Ależ oczywiście, Leoś!
Chłopak jeszcze bardziej się przestraszył. Co z nim będzie?
- A Violetty? -zapytał chrapliwie.
Ludmiła odgarnęła włosy z czoła i chwilę myśląc odpowiedziała:
- Nie - oznajmiła. - Ona zemdlała, gdy oni poinformowali mnie o tej Ludmianie. W niczym tutaj nie zawiniła.
- Ej! To nie fair! - wykrzyknął Marco.
- Jakie nie fair?! Jakie nie fair?! - od Ludmiły biła czysta złość. - Oczywiście, że to w pełni sprawiedliwe. Jesteście głupcami i tyle!
Później usiadła na fotelu, wzięła ze stolika gazetę i poczęła czytać. Przyjaciele zmartwieni przyszłością i tym, co ich czeka usiedli w wejściu salonu. Teraz nikt nie mógł ich uratować.

________________________________________
Hej, hej, heloł! :D
Witamy serdecznie i prezentujemy wam rozdział 5. :D
Prosimy o brawa. xd
Dzięki, dzięki wielkie za nominacje do LBA i VBA. Uzupełnimy to jakoś w przyszłości może. :D
Dobrze, że macie takiego naszego wspólnego bloga. U Maddy burza, u mnie dziwne zdarzenia. A tutaj możecie się pośmiać i niczym nie martwić. 
Jeżeli w rozdziale wystąpiły jakieś suchary, to tylko i wyłącznie sprawka Maddy. :D
Dobra, buziaczki, buziaczki dla Was :*
Loffciamy bardzo. :*
Dziewczyny Andresa

piątek, 9 sierpnia 2013

Rozdział 4

- To wygląda... - zaczął Leon, przyglądając się nodze Andresa. - Strasznie. 
- Pokaż. - Violetta przepchnęła się obok niego i pochyliła nad poturbowanym. - Ło la Boga!
- Aż tak źle? - zaniepokoiła się Naty. 
- Gorzej niż źle, nigdy nie słyszałam, żeby Violetta mówiła "Ło la Boga". - odezwała się Francesca przestraszonym tonem, a Camila jej przytaknęła. Po chwili nad poszkodowanym Andresem pochylali się już wszyscy oprócz Ludmiły, którą cały świat przestał obchodzić. Zajęła się swoim biednym paznokciem, który się złamał podczas bijatyki z chłopakiem. Był taki piękny, idealny, pomalowany różowym, błyszczącym lakierem. A teraz... szkoda słów. Wszystko przez tego głupiego idiotę, który postanowił na początku się bronić. Dla blondynki było to bez sensu, bo przecież on powinien doskonale wiedzieć, że ona wygra. Proste i logiczne. Gdyby nie jego upór, pewnie paznokieć byłby teraz w tak dobrym stanie jak wcześniej. Westchnęła rozgoryczona.
- Co wy robicie tam nad nim? - zapytała. - Przecież mu przejdzie.
- Przejdzie...? Przejdzie...? - sapał wściekły Leon. - On prawie umiera. Trzeba coś zrobić!
- Rozwaliłaś nam cały dom! - zawyła Violetta. - Chciałaś zabić Andresa! To jest niewłasciwie, okropne, niegodne, niemoralne...
- Violu, uspokój się. Musisz być czujna. Nie możesz zemdleć. Nie... - uspokajał Leon, ale dziewczyna i tak runęła na podłogę. Twarz Ludmiły pokrył grymas niezadowolenia, ponieważ Viola upadła jej na piękne, skórzane buty.
- Co ona wyprawia?! - wykrzyczała.
- O Boże, Boże! - zawołał sfrustrowany Leon. - Moja kochana... To... To wszystko przez ciebie! - zawył. Blondynka bardzo się przestraszyła i aż wstała z wrażenia, by skulić się w dalszym kącie pokoju. Każdy otworzył usta ze zdziwienia. Nikt nie mógł uwierzyć, że  odważna, przebojowa Ludmiła boi się tak nieśmiałego, często zarumienionego Leona.
- Ja nic nie zrobiłam! - pisnęła Ludmiła. - Ona zemdlała i ja nie brałam w tym udziału... 
- Przestań mówić, Ludmiła. - Leon machnął ręką, podnosząc Violettę z ziemi. - Jesteś głupia. - dodał jeszcze naburmuszonym tonem, odchodząc z dziewczyną na rękach w stronę sypialni.
- Powiedział, że jestem głupia... - wyszeptała zszokowana blondynka.
- I należało ci się. - wtrąciła się Camila. - Ja bym brzydziej cię nazwała, ale dzieci tu są.
- Gdzie ty dzieci widzisz? - zdziwił się Maxi. - Jedno jedyne leży nieprzytomne na ziemi.
- Do dzieci zaliczam także ciebie, Maxi. - odparła przesłodzonym tonem Cami. - No i może Leona.
Maxi już chciał się odgryźć, ale uwagę wszystkich zwrócił cichy jęk, który wydał z siebie Andres.
- Ludmi...
Blondynka odwróciła głowę w jego stronę i przyjrzała mu się spod zmrużonych powiek. Czego mógł jeszcze od niej chcieć? Chyba wszystko już mu wyjaśniła, i to dosyć dogłębnie, prawda?
- Czy on majaczy? - zaniepokoiła się Naty.
- Coś ty. - powiedziała Fran. - Najwyraźniej jest bardzo głupi i nie rozumie, że Ludmiła prawie go zatłukła na śmierć.
- Czego on ode mnie chce? - warknęła Ludmiła.
-  Pobiłaś go! - zawołali wszyscy równocześnie. Francesce do głowy wpadł wspaniały pomysł i postanowiła rozesłać wiadomości do wszystkich zebranych, oprócz Ludmiły.
- Hmmm... - zaczęła. - A nie słyszałaś o klątwie Ludmiany?
- Lud... Ludmiany...? - wyjąkała. - To imie bardzo podobne do mojego.
Wszyscy pokiwali głowami, demaskując cichy śmiech.
- Ona też pobiła kiedyś swojego adoratora. Teraz została wyklęta po wszystkie czasy. Straszy dziewczyny i kobiety, które odparły zaloty swoich amantów - powiedziała Fran.
- Dokładnie. - przytaknęła jej Camila. - I jest taka brzydka, że naprawdę straszenie nie jest dla niej trudne.
- Kiedyś była piękna. - włączył się do dyskusji Marco.
- Ale niestety, było, minęło. - westchnęła ze sztucznym smutkiem Naty.
- Odebrali jej wszystkie różowe lakiery do paznokci! - zawył jak duch Broadway.
- I co? I co wtedy? - zapytała lękliwie Ludmiła.
- Tobie to grozi. - powiedziała Camila. - Jeszcze większe prawdopodobieństwo jest dlatego, że masz podobne imię.
- Naprawdę? - zapytała zdumiona Ludmiła.
- Naprawdę. - pokiwała głową Naty.
- Ale... - Francesca uniosła dłoń. - Jest sposób, aby uniknąć klątwy.
Twarz Ludmiły momentalnie rozświetlił uśmiech. 
- Jaki? 
Camila i Francesca spojrzały po sobie z chytrymi uśmieszkami. Teraz dopiero zacznie się zabawa.
- No więc tak... - zaczęła Cami. - Po pierwsze: musisz zrobić wszystko, aby twój adorator poczuł się lepiej.
- Po drugie: musisz mu obiecać, że już nigdy go nie pobijesz. - dodała Francesca.
- I wyznać mu miłość jeszcze musisz. - zaśmiał się cicho Maxi. Naty pokiwała z uznaniem głową, przyglądając się z podziwem swojemu genialnemu chłopakowi.
- I wskazane jest także wykonać rytualny taniec. - wtrącił Marco, chichocząc cicho.
- Rytualny taniec? - wydukała cichutko Ludmiła. - I wtedy ten duch mnie nie nawiedzi?
- Oj, kochanie. - powiedziała słodko Fran. - Nawet cię nie tknie.
- Tylko jeżeli tego nie wykonasz czeka cię gorsze życie niż ma teraz Gregorio wśród  śmietników.
- To... to jest coś jeszcze gorszego? - wyjąkała.
- Jest... jest - uśmiechnęła się smutno Camila.
- No to chyba trzeba. - chciała się uśmiechnąć, ale na ustach wyszedł jej grymas.
- Na początek spróbuj zrobić coś z tą paskudną raną. - zaproponowała Camila.
- Ale jak? - zakłopotała się Ludmiła. Przyjaciele ponownie spojrzeli po sobie i zgodnie oznajmili:
- Musisz pocałować ją 268 razy.
- 268? - zapytała nieprzytomnie Ludmiła.
- 268. - przytaknęła Fran.
Wszyscy uśmiechnęli się chytrze i wyszli, by przypatrzyć się temu zza drzwi. Ludmiła nie protestowała, podeszła do Andresa, przykucnęła przy nim i oznajmiła:
- Proszę, wybacz mi. Muszę pocałować cię w tą chorą nogę 268 razy.
Andres skomentował to pod nosem, ale nikt nic nie zrozumiał. Ludmiła wzięła głęboki oddech i zbliżyła usta do rany na nodze Andresa. Przyjaciele przyglądali się tej scenie z lekkim obrzydzeniem na twarzach.
- Zrobi to? - wyszeptała przejęta Naty do ucha Maxi'ego.
- Chyba tak. - odszepnął chłopak.
- NA GACIE MERLINA! - usłyszeli przeraźliwy wrzask.
W drzwiach stał Leon. Jego mina mówiła sama za siebie - będzie miał traumę do końca życia.

________________________________________________
Dość długo nie było rozdziału, ale w końcu się udało.
Dziękujemy za nominacje do Versatile i Libster coś tam. xD
Uzupełnimy to w wolnym czasie.
Mamy nadzieję, że ten rozdział wam się podobał. :)
Pozdrawiamy.
Dziewczyny Andresa