- No i co teraz? - szepnęła Naty do ucha Maxiego, z przerażeniem przyglądając się spokojnej Ludmile.
- Musimy chyba czekać. - odszepnął chłopak. Naty zadrżała; nienawidziła czekać. A już szczególnie nie na coś tak potwornego jak zemsta Ludmiły Ferro.
- No to jak? - odezwała się nagle Francesca. - To miała być chyba impreza, tak słyszałam. Przyjaciele znów spojrzeli po sobie z przerażeniem. Nie wiedzieć, co się stanie to najgorsza zemsta. Ludmiła ma do tego głowę, ponieważ od zawsze planowała i mąciła we wszystkim, co jej się nie podobało. Teraz była inna, ale wciąż pozostała w niej cząstka tej nienawiści i zawiści. Teraz tylko spokój mógł ich uratować, ale nawet on nie pozwalał im moralnie myśleć. Nagle po schodach zeszła Violetta, przystanęła w przejściu nad siedzącymi przyjaciółmi. Jej mina wyrażała tylko zdumienie.
- Co się tutaj dzieje? - zapytała zdumiona.
- Kara. - odparła Ludmi,
- Oni przecież tylko siedzą. - zauważyła Viola. Ludmiła spojrzała na nią z kpiącym uśmieszkiem i odpowiedziała:
- Bo oni nie wiedzą kiedy to nastanie. Czekają na dzień, moment, w którym nie będą umieli wymigać się ode mnie.
- A czy ja też jestem zagrożona? - wyjąkała Vilu.
Ludmiła pokręciła przecząco głową i poklepała fotel obok siebie na znak, że może obok niej usiąść. Przyjaciele niechętnie zrobili jej miejsce, aby przeszła i znów usiedli w tych samych pozycjach.
- No to... - zaczęła niepewnie Violetta. - Co zbroili?
Ludmiła zaśmiała się złowieszczo, na co wszyscy, nawet niezagrożona niczym Viola, zadrżeli gwałtownie.
- No wiesz, długo by tu opowiadać. - odparła. - Po prostu robili sobie ze mnie żarty, a z Ludmiły nie wolno sobie robić żartów.
Violetta zmarszczyła brwi. Szkoda, że to wszystko przegapiłam, pomyślała. Chociaż w sumie tym sposobem uniknęła straszliwiej kary, którą przygotowała dla reszty Ludmiła. Nie, jednak dobrze, że zemdlała. Bardzo dobrze.
- Będziemy tak siedzieć? - zapytał w końcu Leon, nie mogąc już wytrzymać z zamkniętą buzią. - Bo mnie to nudzi.
Wszyscy zgromili go wzrokiem, bo zakłócił ciszę, jaka zapanowała. Najwyraźniej im odpowiadało potworne oczekiwanie na śmierć w ciszy, ale jemu nie.
- No to chodź, Leon, co się krępujesz? - Violetta uśmiechnęła się do niego, zerkając na Ludmiłę.
- Wolałbym nie. - wymamrotał Leon, na co blondynka i brunetka roześmiały się głośno. - To jest zdrada, Violu, zdrada!
- Od razu zdrada. - pokręciła głową na boki. - Ja nic nie zrobiłam, więc mi wszystko zostaje odpuszczone.
Ludmiła zaśmiała się głośno i przybiła piątkę z radosną Violettą. Teraz wyglądały jak dwie królowe siedzące na tronie i wymierzające karę poddanym. Tylko, że to nie było tak jak w książkach. Ta historia chyba nie miała skończyć się happy endem.
- Ale czy my możemy normalnie żyć? - zapytał głupkowato Maxi.
- Oczywiście. - odparła Ludmiła. Każdy chciał już odchodzić, ale dzwonek do drzwi zmienił ich plany. Stanęli jak wryci i popatrzyli na siebie z przerażeniem.
- Czy policja przyjechała po Ludmiłę? - zapytał Andres.
- Nieważne. Idę otworzyć. - odpowiedział Leon.
- Leoś! Uważaj na siebie, proszę! - piszczała Violetta. Leon uśmiechnął się i pomaszerował do drzwi szczęśliwy, że jego dziewczyna wciąż się o niego martwi. Otworzył drzwi i zdziwił się, kogo zobaczył za drzwiami.
- Lara? Tomas? Diego? - zapytał zdziwiony.
- We własnej osobie. - zaśmiał się Tomas.
- A co, nie spodziewałeś się nas? - Diego uniósł brwi. - Przyszliśmy trochę ubarwić tę nudną imprezę.
- Nie jest wcale nudna! - oburzył się Leon.
- No dobra, dobra, Leoś, do środka nas wpuścisz, czy mamy stać tutaj? - odezwała się Lara.
- To zależy. - Leon założył ręce na pierś. - Diego ma mnie przeprosić. Impreza wcale nie jest nudna. - zrobił obrażoną minę, na co cała trójka stojąca w drzwiach się roześmiała.
- Okej, przepraszam cię za niego, a teraz posuń dupsko. - parsknął śmiechem Tomas i przepchnął się obok Leona. Po chwili wszyscy znaleźli się w salonie, zatrzymywani co kilka kroków przez wzburzonego oświadczeniem Diega Leonem.
- No, ale przecież nie jest nudno, zobaczycie zaraz... - w tym momencie Diego wybuchnął niekontrolowanym śmiechem, a zaraz dołączył do niego Tomas.
- No co? - zdziwił się Leon.
- Co robicie? - wydusił z siebie Diego. - Gracie w głuchy telefon? - wskazał na przyjaciół, którzy usiedli w kręgu w kącie pomieszczenia. Byli tam wszyscy oprócz Ludmiły i Violetty, bo one nie ruszyły sie ze swoich foteli. Leon zgromił towarzystwo wzrokiem. Przez nich wyszedł na głupka! Totalnego głupka!
- Ludmiła czyta gazetę! - wydukał między kolejnymi napadami śmiechu Tomas. - Balanga na całego, no ja nie mogę!
Leon ponownie zrobił obrażoną minę i usiadł w kręgu przyjaciół.
- Leoś, nie martw się nim. On już tak zawsze. Ostatnio często spędzamy ze sobą czas i z Diegiem też. - zarumieniła się. Violetta wstała z fotela i powoli pomaszerowała do zdezorientowanej Lary. Szatynka przez zasciśnięte zęby warknęła:
- Jaki Leoś? Jaki Leoś? Tylko ja tak mogę do niego mówić!
- Ale... ja tylko tak. Ja naprawdę... On jest tylko moim przyjacielem. - wyjąkała Lara. Viola jeszcze raz zgromiła ją wzrokiem i odparła:
- No mam nadzieję!
Po czym wróciła usiąść w fotelu. Ludmiła cicho biła jej brawo, a Violetta uśmiechnęła się zwycięsko. Żadna dziewucha nie będzie tykać jej chłopaka.
- Dobrze... - przeciągnął Diego, niezręcznie obejmując jeszcze wystraszoną Larę, która od razu spaliła buraka. - To co robimy?
- Znajdź nam jakieś zajęcie. - zakpił Maxi.
- Sam sobie znajdź zajęcie. - prychnął Diego. - Co ja jestem?
- Nie wiem właśnie. - włączył się do dyskusji Leon. - Na pewno nie człowiek.
- Leon, tak nieładnie! - zrugała go Viola, nawet nie podnosząc głowy znad jakiegoś kolorowego magazynu. Verdas spalił buraka. Violetta nie powinna się wtrącać, gdy on prowadzi ważną rozmowę z innymi przedstawicielami swojego gatunku i Diegiem! No tak, bo Diego nie był tego samego gatunku co Leon, tak przynajmniej sobie wymyślił.
- Myślisz, że jesteś fajny, Verdas? - Duego uśmiechnął się kpiąco. - No to coś ci powiem. Nie jesteś.
- Dobra, dobra, spokój! - zainterweniował Tomas. - Nie kłóćcie się. Przytulas na zgodę.
Leon i Diego spojrzeli po sobie z obrzydzeniem. Nie będą się przytulać, co to, to nie!
- Tomas, chyba cię lubiłem. - zaczął Leon, marszcząc z powątpiewaniem brwi. - Ale już przestałem.
Na te słowa Maxi roześmiał się głośno. Naty zgromiła go wzrokiem, ale on nie mógł się opanować. Tarzał się po podłodze i trzymał się za brzuch, który rozbolał go ze śmiechu. Przyjaciele przyglądali mu się ze zdziwieniem. Co mu nagle odwaliło?
- Maxi, żyjesz? - zapytała Violetta, odkładając gazetę na półkę. Chłopak zaczął turlać się ze śmiechu i nie wiele myśląc, odpowiedział:
- Ch... ch... chyba ni... nie!
Wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem, a Naty po chwili się roześmiała.
- Uspokój się, Naty! - wykrzyknęła Ludmi. Dziewczyna nagle się uspokoiła i odpowiedziała swoim normalnym głosem:
- Okej, okej - odparła. - Maxi! Ty też! - zawołała. Chłopak momentalnie się uspokoił i spojrzał na przyjaciół. Ludmiła zamknęła oczy na znak, że nie pojmuje głupoty bruneta. Wzięła kolejną gazetę i szepnęła coś na ucho Violi. Ona zachichotała i powróciła do lektury.
- Ej, serio. - odezwał się natrętnie Tomas. - Co robimy?
- Tak się tobie przyglądam, Tommy. - powiedziała zalotnie Ludmi. - I myślę, że wyprzystojniałeś.
Tomas zatrzepotał rzęsami jak nastolatka. Andres zgromił wzrokiem Tomasa. Nikt nie będzie podrywał jego królowej.
- Ona... - wydusił z siebie poturbowany Andres. - Jest moja.
Tomas popatrzył na pobitego chłopaka z powątpiewaniem i już chciał coś powiedzieć, ale przerwała mu Ludmiła.
- Kto jest twój, cukiereczku? - zapytała przesłodzonym głosikiem, mrużąc podejrzliwie oczy.
- Pewnie chodziło mu o poduszkę. - wtrącił sie Leon. - Kochasz swoją podusię, co, Andres?
- Kocham Ludmiłkę. - wychrypiał Andres. Tomas wybuchnął gromkim śmiechem, zupełnie jak przed chwilą Maxi. Nie wiedział jeszcze, dlaczego Andres wygląda jak umierający, ale bardzo chciał się dowiedzieć. Na razie jednak nie był w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa. Nie mógł przestać się śmiać z wymiany zdań Leona, Ludmiły i Andresa
- Tomas, głupku, uspokój się! - zawołała Violetta.
- Dobrze gada! - zawołał Leon. - Polać jej!
Violetta się uśmiechnęła i wysłała słodkiego buziaka swojemu chłopakowi. Leon udał, że go złapał i przytrzymał przy sercu. Na ten gest Tomas jeszcze bardziej zaczął się śmiać, a Francesca zawołała:
- Heredia, tylko ty tutaj nie masz dziewczyny, więc nie śmiej się, że ktoś nie jest nieudacznikiem!
Tomas skrzywił twarz i złożył ręce na pierś na znak, że czuje się urażony. Każdy zaczął bić brawo Fran, a ona uśmiechnięta wtuliła się w Marco.
- Ja nie mam dziewczyny. - odparł głupkowato Diego.
- Taa, właśnie widzimy. - Marco spojrzał wymownie na Larę, a ona ogniście się zarumieniła.
Violetta uśmiechnęła się szeroko i zapytała:
- To gdzie się poznaliście?
Diego zarumienił się niewidocznie, ale odparł spokojnie:
- No. Na jednej imprezie.
Chłopcy zaczęli gwizdać, a Lara wyglądała, jakby chciała zapaść się pod ziemię.
- Podjechałaś po niego motorem? - zapytał wyczekująco Maxi.
- Tak, oczywiście. - odpowiedziała zła Lara. - Przynajmniej nie na hulajnodze, jak ty po Naty.
Maxi skrzywił się i obraził, a Naty zaczęła śmiać się w niebogłosy, po czym wstała i przybiła żółwika z Larą.
- Ale on chyba serio pytał, Lara. - odezwał sie niespodziewanie do tej pory obrażony Tomas. - Motorem przyjechałaś?
Lara zaczerwieniła się ze złości. Wszyscy postanowili robić sobie żarty z niej i Diega! Skandal!
- Ty nie masz po kogo jechać na swoim czterokołowym rowerku i jesteś zazdrosny? - uśmiechnęła się kpiąco. Tomas znowu zrobił naburmuszoną minę i uniósł wysoko głowę, dając wszystkim do zrozumienia, że nie ma zamiaru z nimi rozmawiać. Nikogo to jednak zbytnio nie obeszło,
- Chyba już mogę chodzić. - wszyscy popatrzyli na Andresa.
- Co ci odbija, Andres? - zapytała podejrzliwie Francesca.
- Nic. - wzruszył ramionami. - Po prostu odzyskałem czucie w nodze. - uśmiechnął się, jakby to była najlepsza rzecz pod słońcem.
- To ty nie miałeś w niej czucia? - przeraziła się Violetta,
- Czemu nic nie mówiłeś? - Leon zmarszczył brwi, nie mogąc pojąć głupoty swojego przyjaciela.
- Ale już mu przeszło, nie ma nad czym się rozczulać. - uciszyła ich wszystkich obojętnym tonem Ludmiła. - Powróćcie do swoich zajęć.
Wszystkie oczy zwróciły się na rozwaloną na fotelu blondynkę. Wyglądało to co najmniej dziwnie.
- No co? - zdziwiła się Ludmiła. - Chorzy jesteście?
Oni jednak się nie odzywali, tylko zawzięcie wpatrywali się w jej twarz.
- Co jest? Mam coś na twarzy?
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
- Ludmiana po ciebie przyszła! - zawyły Francesca, Camila i Naty jednocześnie. Ludmiła zadrżała, mimo że wiedziała, że Ludmiana nie istnieje. Przeraziło ją to, jak zgrały się dziewczyny. To musiała być naprawdę jakaś magia! Nikt nie zauważył, że Leon wstał i poszedł otworzyć drzwi. Teraz stanął w wejściu do salonu z kilkoma funkconariuszami policji u boku.
- Ktoś do ciebie, Andres. - uśmiechnął się nerwowo. - Powiedz, że to twoi dobrzy kumple, proszę.
__________________________________________________
No cześć! :D
Mamy nadzieję, że wam się podobało. :)
Nie wiem, co jeszcze tu napisać. xD
Dzięki wam za tyle odwiedzin, komentarzy i wgl. <3
Jesteście boscy. <3
Zapraszamy was na bloga, który założyłyśmy z Ag i Mają. <.http://te-fazer-feliz.blogspot.com/>
Pewnie niektórzy już na nim byli. :D
To tyle.
Pozdrawiamy.
Dziewczyny Andresa