niedziela, 28 września 2014

Rozdział 10

UWAGA!
NIESAMOWICIE PRZERAŻAJĄCO KRÓTKI ROZDZIAŁ!!!


- Czego znowu chcecie? - wyrwała się Ludmiła.
Violetta rzuciła jej mordercze spojrzenie. Policjanci w ich domu (znowu), a ona odzywa się do nich, jakby nie mieli możliwości zakłucia ich wszystkich w kajdanki i zaprowadzenia na komisariat.
- Sąsiedzi skarżą się na hałasy dochodzące z tego domu. - odezwał się jeden z policjantów. - A skoro się już znamy, to stwierdziliśmy, że nie zaszkodzi państwa znów odwiedzić.
Ludmiła zachichotała ironicznie.
- Proszę się nie martwić, ja ich wszystkich doprowadzę do porządku. - powiedziała słodkim głosikiem. 
Andres dopiero po chwili zorientował się, że nie jest już przytrzymywany przez Violettę i Francescę, więc wystąpił krok naprzód. Chciał powiedzieć policjantom, że on razem ze swoją królową przypilnują, aby hałasy nie przeszkadzały sąsiadom, ale zaraz z tego zrezygnował, bo Ludmiła obdarzyła go morderczym spojrzeniem. Tylko się uśmiechnął i postanowił czekać na dalszy przebieg wydarzeń.
- Mam nadzieję, że to się nie powtórzy. Zakłócacie porządek. - skarcił ich funkcjonariusz, po czym wycofał się wraz z kolegami.


- Srele morele! - wykrzyknął nagle Andres.
Wszyscy popatrzyli na niego z dezorientacją. Nie mieli najmniejszego pojęcia, dlaczego ten debil tak się zachowuje. Pogarsza sytuacje swoimi głupimi anegdotkami lub jak to tam się nazywa. 
- Mam ochotę go uderzyyyć! - wrzasnęła Ludmiła.
Policjanci popatrzyli na nią z uwagą, a jeden zagwizdał. Andres aż zachłysnął się powietrzem. Czyżby znalazł się kolejny rywal, którego tak trudno będzie pokonać? Zmierzył go wzrokiem od stóp do głów i odetchnął z ulgą. Facet był brzydki i nie mógł nawet się równać z nim, Królem Ogórków. 
- Niestety, musimy poprosić Was zgromadzonych, oprócz paśtwa Verdasów, o opuszczenie tego terenu mieszkalnego - powiedział funkcjonariusz.
Naty popatrzyła na Maxi'ego i wykrzyknęła:
- Maximiliano, czy ci faceci chcą mnie stąd wygonić?! Wy nie będziecie mi życia układać! 
Violetta zrobiła wielkie oczy, podeszła do Hiszpanki i położyła jej dłoń na ustach, szepcząc do ucha gróźne: ,,Zamknij się."
- Opuścimy ten budynek - oznajmiła Francesca. - Impreza i tak się już skończyła. Wieje tutaj nudą, a Marco usypia na moim ramieniu - gestem wskazała na śpiącego chłopaka. 
- Ja też chętnie to uczynię - odpowiedział Broadway. - Od samego rana dzieją się tutaj różne dziwne rzeczy, a przecież nic nie braliśmy - odwrócił się w stronę Cami. - Nic nie braliśmy, prawda?


- Nie, Broduey, dzisiaj nic nie braliśmy. - uspokoiła go Camila. 
Naty podniosła się z podłogi, ciągnąc za sobą Maxiego, i skierowała się do drzwi. Francesca obudziła drzemiącego Marco i podążyła za przyjaciółmi, co w końcu uczyniła reszta zgromadzenia. Tylko Ludmiła i Andres pozostawali na swoich miejscach, najwyraźniej nie mając zamiaru posłuchać polecenia policjantów.
- Andres? Ludmiła? - odezwała się Violetta. - Panowie właśnie zakończyli imprezę.
Ludmiła zaśmiała się, bawiąc się kosmykiem swoich długich jasnych włosów.
- Mnie zwykłe polecenia nie dotyczą, Vilu. Muszę jeszcze poprawić makijaż i włosy. Poza tym, nie jadłam śniadania.
Policjanci patrzyli na nią z dezaprobatą. Może i była dość zadziorna, ale nie wyobrażali sobie, by nie słuchała ich poleceń. Zakłóciła porządek i mogła dostać za to karę grzywny, a tymczasem zachowywała się tak, jakby nic ją to nie obchodziło.
- Przygotuję ci śniadanie, Ludmiłko. - zaproponował Andres.
- Nie! - wrzasnęła Ferro. - Jeszcze mnie czymś otrujesz.


- Otrucie bogini?! - zdumiał się Andres. - Toż to jest niedopuszczalne! Nigdy bym tego nie zrobił, Lusiu!
- Nie nazywaj mnie Lusią, ty głupi Ogórkowcu! Nie zamierzam tego tolerować, już dłużej tego nie wytrzymam!
Violetta popatrzyła na nią i odeszła na chwilę od ramienia Leona. Ludmiła spojrzała na nią i odwróciła twarz w drugą stronę. Była niemalże pewna, że pani Verdas zacznie ją przekonywać do Adresa. Ku jej zdziwieniu wcale się tak nie stało.
- Tak! Słyszałam, że nachalni adoratorzy źle działają na cerę! 
Przerażona Ludmiła, popatrzyła na nią i natychmiast wybiegła z domu. Andres nie zamierzał tak jej zostawić. Potrzebowała pomocy. Ten Tomas źle działał na jej piękną buźkę. Poleci za nią i powie jej, że nie ma się czym martwić, bo pobije Heredię na kwaśne jabłko!


Maddy i Xenia chórem:
PRZEPRASZAMY!
Dopadła nas okrutna depresja, a jej głównymi objawami jest chyba właśnie to, że nie możemy dokończyć rozdziału. Szkoła, nasi mili. Jesteśmy zdruzgotane okazałością, formą i wykonaniem tej notki. To tak, jakby nic nie dodać, ale, no jakże, musiało się coś pojawić. Mamy nadzieję, że nie jest aż tak bardzo źle.
Następny rozdział?
Jeśli ktoś jeszcze czeka, to odpowiadamy, że nie wiemy.
To może przyjść nagle, zobaczymy. Myślimy jednak, że potrwa to trochę czasu.
Dziękujemy za uwagę, pozdrawiamy serdecznie i trzymamy kciuki za waszą pilność w szkole! Powodzenia, krejzole!
Maddy i Xenia

sobota, 19 lipca 2014

#urodziny #Andresa #spóźnione #bo #Xenia #hula #zabijcie #mnie #zanim #zrobi #to #Madzia


Maddy:
Minął rok, co jest dla mnie lekkim szokiem, bo z Xenixem napisałyśmy dopiero dziewięć rozdziałów. Ten rok minął bardzo szybko, i nasz blog o Andresie - mimo wzlotów i upadków - przetrwał, z czego się bardzo cieszę. Może i nie ma tutaj tryliona zabawnych rozdziałów o przygodach Andresa, ale będzie ich więcej niż to marne dziewięć, obiecuję Wam to. Chcę Wam również podziękować, bo ciągle tutaj byliście, nie odeszliście i nie zapomnieliście, mimo zawieszenia, które trwało tyle miesięcy. A ja i Xenia, no cóż, dużo się wydarzyło przez ten rok, ale nadal jesteśmy tymi samymi dziewczynami, co kiedyś. I nadal uważam, że Xenix to ciota, żeby kogoś w błąd nie wprowadzić. No cóż, ale w sumie nie będę Was zamęczać moim gadaniem, bo ANDRES MA ROCZEK! Świętujmy wszyscy, bo przecież to taka historyczna chwila.

Hazel/Xenia:
Jako iż tak pięknie się złożyło, że dopiero dwa dni temu skapnęłyśmy się, że podczas tych 8 rozdziałów nie minął dzień, pogratulowałyśmy sobie geniuszu. W 9 wszyscy wstają, więc rozpoczął się następny dzień. Juhu! Trzeciego możecie się spodziewać w 16.
Najpiękniejsze jest to, że to nie tylko roczek Andresa, ale również nasz! To właśnie ja (Xenia, Xenia, XENIA) dokładnie rok temu napisałam do Madzi, czy może nie stworzymy sobie bloga i będziemy pisać o ogórkach, Andresie i księżniczce. Tak, jak wspomniała Madziula, nie myślcie sobie, że wciąż się kochamy. Będziecie musieli czekać tysiąc lat, no cóż.
W takim razie, to chyba tyle ode mnie. Oddaję głos do studia.


WEŹCIE MNIE ZABIJCIE, BO INACZEJ MADZIA TO ZROBI.
Na swoje marne wytłumaczenie mam tylko to, że nie miałam większego dostępu do komputera, a tylko telefon, który nie chce być fajny, choć wiem, że MOŻE.
Byłam na wakacjach, bo mi też się coś należy od życia i w sumie, wyleciało mi to z głowy, gdy słoneczko fajnie świeciło i ja glebłam na trawę. Wiem, że to, co piszę nie ma najmniejszego znaczenia, ale chyba mam jakiś udar. Tak właściwie, to zawsze mam udar.
WYBACZCIE MI. :( :( :( JA WAS TAK KOCHAM I ANDRESA TEŻ, ALE ZAPOMNIAŁAM NA ŚMIERĆ. :( :( :( Madzia, piękna Madziu, wybacz mi to również. Grzeje się w pięknej Turcji, a ja tutaj umieram. Boję się, naprawdę, ja tutaj mogę już umierać, bo ona mnie dopadnie, a my wcale do siebie nie mamy tak daleko, jakby nie było. :( :( :(
Cieszcie się i radujcie, że Andres ma roczek, bo ten roczek będzie miał jeszcze przez cały roczek. Może tak się wytłumaczę Madzi? Ułagodzę ją. :P
A słyszeliście już Gira Mi Cancion?
Ja tak i Supercreativa to pomyłka troszku, chyba nie? Może będzie wytwórnia jej to kazała nagrać, a ona będzie kręcić główką, nie wiadomo. :D Podoba mi się Des... coś tam Violetty. :P Piosenka Ruggero uratowała moje serce, Lu wspaniale, bo ona - wbrew pozorom - cały czas chce, a teraz jeszcze kocha. :D Trochę na wstępie myślę, że Mechi trochę nie wyszło, ale to jej urok i wiem, że raczej nie powinna, ale oddała siebie w tej piosence - słodką Lambre. :) Amor en el aire, tak dobrze? Super, fajne, podoba mi się. Fran fajnie, ale trochę za bardzo to electro, czy coś na początku, nie? Fajne jest też Cami, Violi i Fran. :) Queen of the dance floor wgl wymiata. XD En gira też mi się podoba. Reszta też całkiem niezła. :D I tak bym tego nie pobiła. XD
A Wam, co przypadło do gustu? :P
I jak tam wakacje? Wszystko OKEJ? :D U mnie super, dlatego tyle emotikonek, serduszek. A nie, serduch jeszcze nie było. Proszę: <33333333
KOCHAM WAS, BAAAARDZO, WYBACZCIE GŁUPIEJ XENII. :(
Dziękuję za uwagę, która też jest głupia. :D
XENIA, HAZEL, STARSY, KOCHAM WAS I ANDRESA I MADZIĘ!!! MADZIĘ NAJBARDZIEJ (sorry, ale w tej sytuacji trzeba). :(
Przepraszam za wszelkie błędy, powtórzenia i interpunkcję, bo jestem aż za bardzo podjarana, by się tym martwić.

wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 9

Kolejnego dnia Andres nadal zastanawiał się, dlaczego Ludmiła tak się zdenerwowała. Odtwarzał wydarzenia poprzedniego wieczoru w głowie, od pobicia przez pojawienie się policjantów, na furii Ludmiły kończąc. Nie rozumiał, dlaczego jego ukochana jest taka agresywna w stosunku do otaczających ją ludzi.
Przecież nikt nie chciał jej skrzywdzić. Andres pokręcił głową z powątpiewaniem. Może Ludmiłka potrzebowała po prostu opieki psychologa?
Z tym oto pomysłem w głowie postanowił, że pomoże swojej księżniczce. Nie wchodziło nawet w grę, by jego wybranka cierpiała w katuszach przez swoje nieopanowanie.
Podniósł się z łóżka, czując ból w wielu miejscach. Rozejrzał się po pokoju. Pod oknem na tapczanie przytulali się do siebie Leon i Violetta. Dziewczyna trzymała otwartą dłoń na twarzy swojego chłopaka. Andres uznał to za pewien rytuał. Kazał sobie zapamiętać, że gdy już będzie z Ludmiłą ona również musi uczynić mu to samo. Na podłodze tuż obok nich spał Broadway przytulał Camilę. Pod zgaszonym kominkiem głośno chrapali Naty i Maxi. Francesca z Marco - ku zdziwieniu Andresa - muskali swoje usta przez sen. Chłopak też zapisał to sobie w pamięci. Może być przydatne i do tego przyjemne.
I właśnie wtedy zobaczył ją.
Nawet przez sen wydawała się nieziemsko piękna. Blond włosy jak wydmy falowały na niebieskim kocu. Twarzyczyka okazywała niczym niezmącony błogi spokój. Andres zacisnął pięści i obiecał, że zrobi wszystko by wyrwać księżniczkę ze szponów nieopanowania umysłowego! Tak nie może być! Cudownie niezmącone zewnątrz musi trzymać harmonię również z tym, co wewnątrz.
Mógł tak myśleć jeszcze długo, kiedy nudnym wzrokiem, zobaczył coś przerażającego. Ręka Ludmiły dotykała - o zgrozo! - dłoni Tomasa. To nie było tylko przypadkowe muśnięcie, ale silny uścisk!
Andres podskoczył wściekły i zszedł ze swojego łoża. Uklęknął przed nimi i szybko odsunął ich dłonie od siebie. Ludmiła i Tomas zbudzili się natychmiast i zanim blondynka, cokolwiek zdążyła powiedzieć, Calixto wykrzyknął:
- Kobieto! To plaga! Hiszpania to zatruty teren dla takiej pięknej Argentynki! 

Tomas przeciągnął się leniwie i dopiero po chwili zorientował się, że słowa Andresa odnosiły się do niego i nie były raczej komplementem. Już chciał się odezwać, ale gdy zobaczył minę Ludmiły, postanowił zostawić jej przyjemność działania. Na jej twarzy wypisana była czysta furia.
- Dlaczego mnie obudziłeś, kretynie? - zapytała przez zaciśnięte zęby.
Andres zdawał się nie zauważać jej wściekłości i obelgi rzuconej w jego stronę. Był tak oburzony tym, co zaszło miedzy Tomasem a jego Ludmiłką, że nic więcej oprócz sprawiedliwości się dla niego nie liczyło. Musiał pokazać Tomasowi, gdzie raki zimują! Nikt nie może bezkarnie dotykać jego Ludmiłki.
- Słuchaj, paniczu z Hiszpanii - zaczął, patrząc wściekle na Heredię. - Nie jesteś na swoim terenie, więc radziłbym ci się nie wychylać poza szereg.
Tomas zrobił zdziwioną minę. Andres mu... groził? W obliczu skierowanej prosto na niego furii Ludmiły Ferro? Ten facet na prawdę miał nie po kolei w głowie! Brakowało mu piątej klepki, jak nic!
- Słuchaj, paniczu z Nibylandii - parsknął Tomas. - To nie jest niczyj teren, to teren wspólny i...
- Z Nibylandii? - przerwała mu Ludmiła. - Tomas, z choinki się urwałeś?

- Niekoniecznie z Nibylandii, ale dla ciebie, złotko, mogę być kimkolwiek zechcesz - uśmiechnął się zalotnie Hiszpan.
Andres gotował się ze złości. Pikanterii dodał też fakt, że Ludmiła nie była wcale zła na tego bufona, ale skłaniała się ku jego parszywej osobie!
A Calixto chciał jej tak wiele dać. Podarowałby jej gwiazdkę z nieba, fortunę i wizyty u tysięcy psychologów, którzy byliby dla niej najlepsi i... i tyle. To nie jest wcale za mało! Polecieć w kosmos to nie taka mała kasa, którą również jej obiecał. Miał być dla niej Zeusem, a ona miała być jego Herą. Tymczasem ona wybrała tego Hiszpana, który nie potrafi docenić jej piękna, które wciąż utrzymywała w środku, żeby nie porazić nim reszty społeczeństwa.
Ich życie byłoby piękne. Codziennie rano robiłby jej kanapki z ogórkiem. To wykwintne danie rozpływałoby się w jej ustach i tak żyliby sobie spokojnie. Później urodziliby się im Stefania i Simon, których na karnawał przebieraliby w ogórki.
Tomas perfidnie te marzenia zdeptał i zabił, a one umarły brutalną, hiszpańską śmiercią.

A kim takim ważnym był Tomas Heredia, by deptać marzenia o szczęściu kogoś takiego jak Andres Calixto? NIKIM.
- Odsuń się od mojej księżniczki! - zawołał wojowniczo, rozdzielając Ludmiłę i Tomasa.
- Do jasnej ciasnej, moglibyście załatwiać swoje sprawy na zewnątrz? - rozległ się głos Violetty. -Niektórzy tu próbują, hm, no nie wiem, spać?!
Andres rzucił zdenerwowanej i zaspanej Violetcie potulne spojrzenie, bo na jej gniew wolał się nie narażać, gdy miał do zrobienia coś tak ważnego jak odgonienie nieproszonego gościa od jego Ludmiłki.
- Nie denerwuj się, Viola, Andres już się ucisza. Moja w tym głowa, żeby się już nie odzywał. - ucięła słodkim głosem Ferro.
Chce mi zamknąć usta pocałunkiem, ależ to romantyczne!, pomyślał Andres. Odepchnął Tomasa i złożył usta w dziubek, czekając na całusa. Niestety...
- Niech wreszcie to dotrze do tej twojej makówki - zaczęła Ludmiła z furią. - NIE LUBIĘ CIĘ!

Andres z powątpieniem spojrzał na swoją księżniczkę. Chciała wzbudzić jego zazdrość, a więc dobrze. On też to zrobi, choć z wielkim żalem. Wiedział jednak, że musi się poświęcić, by pokazać jej, że jest lepsza od kanapki z ogórkiem.
Rozejrzał się po pokoju i zobaczył Violettę. Podszedł do niej i zbudził ją ze snu. Spojrzała na niego wściekła, ale on zamknął oczy i pocałował ją tak szybko, że nie zdążyła nic powiedzieć. Oddał w to muśnięcie wargami całą swoją namiętność, która miała być przeznaczona tylko dla Ferro. Trudno, musi zobaczyć, co straciła. Teraz powinna ich rozdzielić rozdzielić, ale nic takiego się nie stało.
Nawet nie wiedział, kiedy w pokoju zrobiła się taka wrzawa. Violetta patrzyła na niego maślanymi oczkami, a on skrzywił się na ten widok. Wszyscy - włącznie z Ludmiłą - śmiali się z tej sytuacji, a Leon rzucił się na niego.
- Poczekaj, człowieku! - zawołała księżniczka. - Pomogę ci! Mam w tym spore doświadczenie. 

Leon zamachnął się na Andresa, co zresztą uczyniła także Ludmiła, ale wtedy Violetta wbiegła między nich, by powstrzymać rozpoczynającą się bijatykę. Nie miała ochoty oglądać kolejnej, do tego znów rozgrywającej się w jej własnym domu, na jej oczach. O nie, co to, to nie.
- SPOKÓJ! - wrzasnęła, aż sama Ludmiła się wzdrygnęła; Violetta uśmiechnęła się z triumfem. - Chciałabym zaznaczyć, że jeśli ktoś dopuści się rękoczynów w tym domu, to i ja nie ręczę za siebie. Aha, no i Andres - nigdy więcej nie waż się mnie całować, bo wtedy nie będę się już przejmowała moimi pięknymi sprzętami domowymi, które nie zasługują na złe traktowanie!
Andres skulił się w kącie. Wiedział, że Violetta broni raczej swojego mieszkania i jego zawartości, a nie jego samego. Wiedział, że jest właśnie narażony na złość dwóch dam i Leona.
- Przepraszam, Violetto - wymamrotał. - Ale musiałem pokazać mojej królowej, jak to jest patrzeć na zdradę. Jak widać zadziałało, bo postanowiła skrzywdzić mnie fizycznie przez frustrację.
Ludmiła prychnęła.
- To nie frustracja mną kieruje. - powiedziała lekceważąco. -Zastanawiam się, jak bardzo będę musiała cię skrzywdzić, żebyś wreszcie zrozumiał, że cię nie lubię.
Andres pokręcił głową. Ludmiła naprawdę potrzebowała psychologa, gadała takie głupoty. To niedopuszczalne, żeby pogmatwane wnętrze zaprzeczało pięknej okładce Ludmiły.

- Ludmiłko, potrzebny ci psycholog. - powiedział, kręcąc głową na boki.
- Jaki psycholog? - zdenerwowała się Ludmiła. - To ty jesteś chory psychicznie. Dziwię się, że nie zakuli cię jeszcze w kaftan.
Andres zamrugał oczami i popatrzył na nią. Złość biła od niej tak wyraźnie, że przez to wyglądała jak prawdziwa królowa Siedmiogrodu albo jakiegoś innego królestwa. Może Ogórkogrodu?
- Ludmiłko, ja obiecuję, że będę najlepszym królem pod słońcem! Będę cię bronił, spłodzę ci najdorodniejsze ogórki pod słońcem, a Ogórkogród będzie najszczęśliwszym miejscem pod słońcem na planecie Ziemi! - wykrzyknął Andres.
- I to mi potrzebny jest psycholog?! MI?! - zachłysnęła się powietrzem Ludmiła.

Andres dopiero po chwili zorientował się, że cała ferajna się obudziła i bacznie obserwowała rozwój sytuacji.
- Tak, moi poddani! - zawołał, zaczynając się przechadzać między przyjaciółmi. - To ja, król Ogórkogrodu. Przysięgam wam, że wraz z moją królową Ludmiłą będę rządził wami dumnie i sprawiedliwie i nigdy nie zabraknie wam ogórków!
Ludmiła przyglądała mu się z dezaprobatą. Gdyby wizytę u psychologa zasugerował jej ktokolwiek inny, pewnie nie byłaby taka zdenerwowana. Ale jeśli proponował jej to ktoś taki jak Andres, ktoś, kto sam rozpaczliwie woła o pomoc swoim zachowaniem, to była... Obraza. Obraza jej świętości, a nikt nie powinien bezkarnie obrażać Ludmiły Ferro. Nawet ktoś, kto potrzebował opieki lekarskiej.
- Posłuchaj, panie Ogórek - syknęła, odciągając go na bok. - To ty potrzebujesz psychologa. I jeśli zaraz się nie uspokoisz, to niestety znów doznasz uszczerbku na zdrowiu.
- Tak, dowal mu, kochanie! - rozległ się głos Tomasa.
Andres szybko skupił całą swoją uwagę na wydzierającym się Tomasie. Ten facet nie powinien w ogóle się odzywać. Ludmiła mówiła właśnie o jakimś uszczerbku na zdrowiu, prawda? No to teraz ktoś go dozna.
- Uważaj ty, marny... - zaczął Andres, ruszając na Tomasa.
Chciał go uderzyć tak mocno, by wreszcie wyleciało mu z głowy zarywanie do Ludmiłki, która była tylko jego. Nikt nie miał prawa się do niej zbliżać, a już na pewno nie jakiś marny Hiszpan, który wtargnął na cudze terytorium i myślał, że jest nie wiadomo kim.
- Dość, do jasnej cholery dość! - wyrwała się Violetta.
Przytrzymała Andresa z pomocą Francesci, a Camila i Naty odciągnęły na bok Tomasa. Viola i Fran zaczęły głośno krzyczeć na rozjuszonego Andresa. Kto by pomyślał, no kto by pomyślał, żeby tak w cudzym mieszkaniu ciągle się bić?! To nie jest normalne, to jest...
- Znowu mamy gości. - zamieszanie przerwał donośny głos Lary. - Jak tak dalej pójdzie, to chyba zapytam panów o imiona.
Obok niej stali dwaj policjanci. 


Maddy:
Przepraszamy, że tak długo nie było rozdziałuu, ale rozumiecie, jesteśmy leniwe. Napiszę to jeszcze raz, żeby wszyscy wiedzieli - nie ma mnie od dzisiaj do 26 lipca, więc wszystkie pytania itp. kierujcie do Xenixa. :D Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Pewnie jesteście zdziwieni faktem, że dopiero w dziewiątym rozdziale nastał kolejny dzień, ale nie martwcie się, to jest po prostu wynik geniuszu dziewczyn Andresa. Do następnego!

Hazel/Xenia:
Witam serdecznie, w to piękne, letnie południe! Madzia wyjeżdża, więc to ja będę tutaj rządzić. Nie możecie być spokojni. Cała władza w moich rękach, jeeeej. :D Już jutro będziemy się razem bawić, wiwatować i cieszyć, bo Andres ma roczek i nasz duet ma roczek. Coś niezwykłego! Jak spędzacie wakacje? Czy tylko mi upływają one tak wolno i czuję się po prostu błogo, rozpływam się w słońcu? Mam nadzieję, że u was też wszystko mija po waszej myśli. Dzisiaj wybieram się na wieś (krówki, świnki), ale spokojnie, będę miała dostęp do internetu. :) Pozdrawiam serdecznie i do 10! 

wtorek, 24 czerwca 2014

Rozdział 8

     Policjanci nadal stali na środku pokoju, zdezorientowani, nie wiedząc, jak się zachować w obliczu tak niecodziennej sytuacji. Andres tymczasem zdążył ukryć się przed wściekłą Violettą za kanapą. Ona jednak już przestała zwracać na niego uwagę, bo zajęła się Leonem, którego dłoń została brutalnie potraktowana przez Calixto.
- No dobrze, proszę państwa, żarty żartami, ale musimy zabrać pana Calixto na komisariat... - zaczął jeden z funkcjonariuszy; niestety nie dane mu było skończyć.
     Andres zerwał się z miejsca i zaczął krzyczeć. Nikt nic nie rozumiał, ale każdy wyłapał kilka istotnych słów z jego chaotycznej paplaniny.
- Moje... ale nie wiedziałem... przecież to nic złego... zwykły proszek... kosmici... do licha!... czy posiadanie białego proszku... zakazane?...
     Wszyscy patrzyli na niego z otwartymi ustami. 
- Zawiodłem się na tobie, Andres. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi - wyjąkał Leon. - Cholibka, miałeś i się nie podzieliłeś?! 
     Wszyscy spojrzeli na niego z szeroko otwartymi oczami. Violetcie brakowało tylko minuty by paść zemdlona na podłogę. Francesca, która stała obok niej podtrzymała ją, chwiejąc się przy tym, a z mimiki jej twarzy można było wyczytać, że panna Castillo to wcale nie takie leciutkie różowe pióreczko na jakie wygląda. 
- My tutaj przypadkowo być. Nie znać tych ludzi nicht. My z dalekiego Deutschland być - mówił Maxi z niemieckim akcentem.
     Funkcjonariusze byli osłupieni. Widzieli naprawdę dużo dziwactw, ale takiego cyrku jeszcze nigdzie nie spotkali. Jeden złodziej, który kradł biżuterię, sprzedawał ją i kupował sobie małpy, które hodował w domu. To nie było fajne, a szczególnie ten smród, który był nie do wytrzymania. Ale ten chłopak obok nich nie był małpą, a śmierdział chyba jeszcze gorzej niż tych kilkanaście szympansów uwieszonych na suficie. 
- Proszę państwa, proszę o spokój. - odezwał się funkcjonariusz, który do tej pory nic nie mówił. - My rozumiemy wszystko, ale jesteśmy tutaj po to, by aresztować Andresa Calixto za posiadanie narkotyków. To poważna sprawa, a państwo jakiś cyrk sobie urządzają. 
     Andres zawył żałośnie i zaczął miotać się po pokoju. Natalia, próbując uspokoić mamroczącego coś po niemiecku Maxiego, rzuciła wściekłe spojrzenie obojętnej na wszystko Ludmile. No naprawdę, policja chciała aresztować Andresa za coś tak poważnego jak posiadanie narkotyków, a ona nie raczyła się nawet odezwać? 
- Nie życzę sobie takich spojrzeń, Natalia. - prychnęła Ludmiła, rozsiadając się wygodnie w fotelu.
- Czy ktoś mógłby go uspokoić?! - zawołał jeden z funckjonariuszy, załamując ręce nad miotającym się Andresem. - MUSIMY ZABRAĆ GO NA KOMISARIAT!
     Wzrok wszystkich zebranych w pomieszczeniu przyjaciół skierował się na Ludmiłę. Sprawa była poważna i, niestety, tylko Ferro miała wystarczającą ,,władzę" nad Andresem, by go uspokoić. Przynajmniej na tyle, by pozwolił sobie coś wytłumaczyć. 
- Wszyscy doskonale wiemy, że jest tylko jedna osoba, która może wpłynąć na Andresa. - odezwał się z szelmowskim uśmiechem Tomas.
     Przyjaciele przytaknęli mu z entuzjazmem.
     Każdy oprócz funkcjonariuszy i Andresa miotającego się w dzikim szale po podłodze spojrzał wymownie na pannę Ferro, która odrywając wzrok o swoich idealnie wypielęgnowanych paznokci, zdążyła powiedzieć: 
- O nie... 
     Policjanci zmarszczyli brwi i również Andres na chwilę się uspokoił. W domu zapadła cisza, której nawet najwyraźniejszy krzyk nie dałby rady przebić. 
- Ja nie chcę mu pomagać! Nie jestem ośrodkiem pomocy społecznej! Ja jestem do podziwiania i pożądania. To moje życie, które ma zakończyć się happy endem, a on ma zgnić w kiciu. Ta książka jest autorstwa Pana Losu, więc z zażaleniami proszę kierować się tylko do niego!
     Camila westchnęła głośno i pokręciła głową. Wydawało się, że zaraz podejdzie do niejakiej Ludmiły Ferro i pokaże lśniące złote gwiazdy na niebie. 
- Czy ty jesteś ślepa?! Wszystko, co powiedziałaś, Andres robił i, muszę przyznać, czynił to z wyjątkową radością, a ty rzucałaś w niego fotelem! - krzyknęła dziewczyna.
     Każdy z uznaniem spojrzał na Camilę, choć od razu odwrócili wzrok w stronę Ludmiły. Było powszechnie wiadome, że panienka Ferro nie daje sobie w kaszę dmuchać i gdyby mogła, dokopałaby całemu światu.
     Blondynka już otwierała usta, by wyrzucić z siebie cały żal, który ukrywała przed Rudą podczas jej wywodu na temat: ,,Ludmiła to idiotka i postępuje niesprawiedliwie", ale uprzedził ją funkcjonariusz:
- Czy dobrze zrozumiałem, że niejaka Ludmiła Ferro brutalnie zaatakowałam Andresa Calixto? 
     Wszyscy wstrzymali powietrzę i jednym tchem wrzasnęli:
- Ależ skąd!
     Policjanci spojrzeli na nich z podejrzeniem w oczach i unieśli brwi do góry. Leon przełknął ślinę tak głośno, że Marco, który stał tuż obok niego, mógł to usłyszeć, ale wyglądało na to, że był przerażony. O ile przerażeniem nazywamy skulenie się w kącie.
- A więc skąd pan Calixto posiada guza na czole wielkości dojrzałego buraka? - zapytał mundurowiec.
     Ludmiła wydawała się być tak samo obojętna jak kilka minut wcześniej.
- Niech pan na niego spojrzy i jeszcze raz zada to pytanie. - powiedziała z sarkazmem. - Przecież on ma nieskoordynowane ruchy. Miota się po pokoju jak szaleniec bez żadnego wyraźnego powodu. Pewnie sam sobie nabił tego guza.
     Policjant otworzył usta, ale zaraz je zamknął. Blondyna miała gadane i nawet jeśli pobiła Andresa, to zebrani w tym pokoju woleliby raczej umrzeć, niż ją wsypać. Najwyraźniej miała ,,władzę". 
- No dobrze, wróćmy do sprawy narkotyków. - policjant odchrząknął z zakłopotaniem. - Musimy zabrać Andresa na komisariat. W tej chwili. 
     Andres krzyknął. Nagle znalazł się po drugiej stronie pokoju, wymachując rękami. Policjanci patrzyli na niego bezsilnie. 
     Wszyscy znowu jak jeden mąż spojrzeli na Ludmiłę, tym razem włącznie z funkcjonariuszami. W obliczu takiego obrotu spraw nawet Ludmiła Ferro powinna ulec. W końcu niecałą godzinę temu brutalnie pobiła Andresa, a policja coś podejrzewała w tej sprawie. 
- No dobra. - westchnęła Ludmiła, podnosząc się z miejsca. - Ale pamiętajcie, moi drodzy: czeka was kara za Ludmianę, a teraz dodatkowo macie u mnie dług do spłacenia. Życzę miłego życia. - uśmiechnęła się słodko, aż wszyscy przyjaciele zadrżeli. - Proszę szanownych panów policjantów! Myślę, że zaszło pewne nieprozumienie, które łatwo będzie wytłumaczyć nam na spokojnie przy gorącej kawie. Niestety, nie mamy kawy, więc prosimy, by napoili się panowie własną śliną - powiedziała Ludmiła z wielkim uśmiechem na twarzy, który z pozoru mógł wydawać się prawdziwy, ale przyjaciele znali Ludmiłę i byli pewni, że to tylko gra na pokaz. - Mógłby mi jeden z wielmożnych panów pokazać dowody zbrodni?
     Panna Ferro wyciągnęła delikatną dłoń w ich stronę, a po krótkiej chwili wahania zanlazła się na niej torebeczka z rzekomym białym proszkiem. 
- Proszę wystawić dłonie. 
     Policjanci uczynili to, choć nie byli do końca pewni, czy nie powinni zakuć tej dziewczyny w kajdanki, ponieważ wydawała się conajmniej nienormalna. Ludmiła posypała na ich dłonie trochę białego pyłu i rozkazała:
- Proszę spróbować. 
     Cała reszta głośno nabrała powietrza do płuc. Teraz już każdy zaczął wątpić w uwolnienie Andresa. Ludmiła pogarszała tylko jego sytuację, zamiast ją polepszyć, a przecież o to im chodziło. Calixto nie mógł ich zostawić. Był głupi, a i owszem, ale przecież mogło się na nim polegać nawet, gdy cały świat zaczynał zawodzić. 
- To jest dowód w sprawie! - wykrzyknął funkcjonariusz. 
- Jesteśmy udupieni - wyszeptała Naty. 
- Gwarantuję, że państwo nie pożałują - odezwała się Ludmiła. 
     Gdy policjanci skosztowali tego narkotyku, nie mogli wykrztusić słowa. Wszyscy byli pewni, że Ludmiła chce wrobić Andresa, by mieć wreszcie spokój. Nic bardziej mylnego. 
- Smaczny proszek do pieczenia? 
     Oczy policjantów były wielkie jak spodki. Nie mogli uwierzyć w to, co się właśnie działo. Istny cyrk!
     Tymczasem Andres przestał się miotać i zaczął wodzić wzrokiem po pokoju. W końcu zatrzymał go na Ludmile i uśmiechnął się szeroko, co blondynka skomentowała żałosnym jękiem. Od tej chwili była wielką wybawicielką Andresa Calixto i wcale nie miała ochoty zaznać jego wdzięczności.
- Ludmiłka, moja kochana! - zawołał Andres, najwyraźniej uszczęśliwiony do granic możliwości.
     Ludmiła westchnęła i wróciła do swojego fotela, umiejętnie wymijając biegnącego w jej stronę Andresa. Usiadła wygodnie i uśmiechnęła się do nadal osłupiałych funkcjonariuszy.
- Myślę, że mogą już panowie sobie iść. - odezwała się Francesca. 
- Tak, ja też tak sądzę. - poparła ją Cami.
- A sio! - dodał od siebie Tomas, chichocząc pod nosem.
- Ależ to wielkie nieporozumienie! - krzyknął policjant. - Przecież dowód został poddany analizie, która wykazała...
     Niestety, nie dane mu było dokończyć, ponieważ w tym momencie obudziła się Violetta. Wrzasnęła tak głośno, że wszystkim włoski na karku stanęły dęba.
- CO SIĘ DZIEJE W MOIM DOMU, DO JASNEJ ANIELKI?!
     Leon natychmiast popędził ją uspokajać, mając nadzieję, że zapomniała o tym, co powiedział wcześniej do Andresa. Już był narażony na zemstę ze strony Ludmiły. Wolał nie dokładać sobie cierpienia.
- Spokojnie, Violetta, panowie właśnie wychodzą. - uspokoiła ją Ludmiła.
     Violetta wzięła kilka głębokich oddechów i uspokoiła się, po czym skupiła wzrok na funkcjonariuszach. Ich dłonie były całe w białym proszku, co odrobinę ją zirytowało, więc wygłosiła oficjalnym tonem, zaskakując wszystkich:
- Proszę tylko nie dotykać moich pięknych mahoniowych drzwi. Były sprowadzane z bardzo daleka do mojego domu, który gospodaruję z tym leniem po mojej prawej, który nie nadaje się do nieczego. Jedyne, co go ratuje przed bliskim unicestwieniem, to fakt, że nieziemsko całuje.
     Leon patrzył na nią z bólem w oczach, ale gdy wypowiedziała część o pieszczotach, od razu się rozweselił i chyba jego męska wyobraźnia powędrowała bardzo daleko, bo westchnął głęboko i opadł na kanapę obok Natalii, prawie ją zgniatając.
- I wszyscy żyli długo i szczęśliwie, a szczególnie książe i jego złotowłosa księżniczka! - wykrzyknął nagle Andres, zwracając na siebie uwagę zebranych. - Koniec!
     W tym momencie podbiegł do Ludmiły, by zamknąć ją w mocnym uścisku połączonym z radosnym piszczeniem. Wydawało się, że całkowicie stracił panowanie nad sobą, ogarnięty szczęściem. Ludmiła jednak nie podzielała jego radości i natychmiast odepchnęła go od siebie, aż się zatoczył do tyłu, o mało nie wywijając koziołka. 
- Nie dotykaj mnie! - wrzasnęła. 
     Przyjaciele wstrzymali oddech. Ludmiła była rozwścieczona, a Andres wniebowzięty, co bardzo przypominało sytuację sprzed kilku godzin. Mogła z tego wyniknąć kolejna bijatyka, a nikt chyba nie chciał, żeby Ludmiła zaczęła znowu tłuc Andresa obrazami i fotelami, do tego w obecność policjantów.
- Niech panowie już idą, dajmy im trochę prywatności! - zawołała Camila z wielkim uśmiechem na twarzy.
     Policjanci popatrzyli po sobie z powątpiewaniem, ale pozwolili Rudej wyprowadzić się z pokoju. Byli już niemal za drzwiami, gdy ich uszu dobiegły krzyki.
- Ludmiła, nie!
- Kochanie ty moje!
- Ja ci zaraz pokażę kochanie, kretynie!

Maddy:
Niespodzianka!
Strasznie się cieszę, że tutaj wracamy! Z Xenią mamy tysiące pomysłów i naprawdę mam wielką nadzieję, że pamiętacie o takim blogu jak ,,Andres się śmieje, choć nic się nie dzieje". Tęskniłam, kochani! 

Xenia:
Hej! Miło mi tutaj wracać z pięknym uśmiechem na ustach. Serio, mam nadzieję, że pamiętacie 
jeszcze tego bloga, bo tak, kochane, wracamy z kilogramami pomysłów. Nie wiem, co będzie dalej, czy może się rozstaniemy ponownie, ale nie życzcie nam tego.  Jesteśmy tutaj dla Was, więc wszystko powinno iść w dobrym kierunku, czyż nie? Zapraszam do komentowania! Buziaczki i do następnego!

Dziewczyny Andresa